Wracając wspomnieniami do tych dni, niewiele z nich pamiętała. Były to
najdłuższe siedemdziesiąt dwie godziny w
jej życiu. Spędzała je głównie w dormitorium, nie wychodząc z lochu, a w Pokoju
Wspólnym przebywając tyle, ile było to konieczne. Pomimo wielu rozmów i prób,
przyjaciółkom nie udało się nakłonić dziewczyny by opuściła swój bezpieczny
azyl. Przez cały ten czas głównie spała
lub leżała bez celu na łóżku, usilnie tamując kolejne fale łez, cisnące się jej
do oczu. Była zła na Weasleya za jego upierdliwość i nieustanne mieszanie się w
nieswoje sprawy, na siebie, za to, że powoli zaczynała żałować sposobu w jaki
tego chłopaka potraktowała, oraz na cały świat, za to, że w ogóle istniał i
sprowadzał na nią same cierpienia. Mijające minuty utwierdzały się w
przekonaniu, że sama sobie z tym
wszystkim nie poradzi i wcześniej czy później prawda o tym kim jest wyjdzie na
jaw. A jednej rzeczy była stuprocentowo pewna – nie chciała by tak się stało,
bo jedyne co z tego wynikało to strach i odtrącenie, a to nie była jej bajka. Z
każdą kolejną nocą zasypiała, dziękując losowi, że jeszcze potrafi jako tako
sama funkcjonować.
Bezsenność doskwierała jej coraz mniej, dlatego wielkim zaskoczeniem
był fakt, że gdy pewnego listopadowego ranka otworzyła oczy, jej współlokatorki
spały jak zabite. Uśmiechnęła się widząc ich spokojne, a nawet radosne twarze.
Przynajmniej przez te kilka nocnych godzin mogły wypocząć, nie martwiąc się
przy tym o swoją „poszkodowaną i wciąż osłabioną” przyjaciółkę, która, o
zgrozo, nie była już ani trochę osłabiona, ale zdecydowanie pokiereszowana.
Niebieskooka rzuciła szybkie spojrzenie na zegarek i, najciszej jak potrafiła,
wyślizgnęła się spod kołdry. Nie oszczędzając sobie przy tym bólu, przeszła na palcach
przez pokój i zamknęła się w łazience. Była sobota, kilka minut po szóstej, co
znaczyło tyle, że miała jakieś dobre dwie godziny do przebudzenia się
przyjaciół. Spojrzała na potężne lustro wiszące nad umywalką, a kąciki jej ust
mimowolnie uniosły się do góry. Ostatnie wydarzenia, choć bardzo przykre, a
nawet zatrważające, przyniosły ze sobą żywy blask w oczach i jakby zdrowszą
cerę. Wyparte, przez ciągły sen, problemy
wyraźnie zmieniły przygnębione oblicze dziewczyny. Jedynie blade cienie
pod oczami świadczyły i dowodziły realności niedawno odbytych przygód. Patrząc z boku, można było dostrzec
uśmiechniętą, szczęśliwą nastolatkę, której jedynym problemem są godni pogardy
ludzie plączący się pod jej stopami. „I tak powinno zostać” przemknęło przez głowę
Ślizgonki i przez te kilka sekund poczuła, że jeszcze wszystko się ułoży. Po
chwili odwróciła się od własnego odbicia i zanurzyła w ciepłej wodzie, po
brzegi wypełniającej olbrzymią wannę.
Zamknęła oczy i pozwoliła ukołysać się ciszy. Starała się nie myśleć,
ale obrazy same formowały się w jej wyobraźni. Kolejne epizody przesuwały się
jak powolna fala omiatając jej umysł przyjemnym, a to znowu przerażającym
dreszczem. Głęboko skrywane myśli
wydostawały się na zewnątrz formując coraz to nowe pragnienia, budząc emocje.
Nie walczyła z nimi, ale coraz bardziej zatracała w tym wirze. Być może była to
najgłupsza rzecz jaką tylko mogła w tym momencie zrobić, ale jej umysł
mimowolnie wyłapywał to, co było dla niej najważniejsze. Pierwsze co ujrzała to pałające żywym ogniem,
czekoladowe spojrzenie. Ból, który
wywołało sprawił, że w kącikach oczu poczuła łzy. Wzrok, w którym zakochała się ujrzawszy go po
raz pierwszy, i który znienawidziła widząc go ponownie. Radosne iskierki, które
były powodem jej cierpienia, a jednocześnie bezgranicznego szczęścia.
Nienawidziła ich właściciela, tego cholernego Gryfona, który musiał wtykać nos
w cudze sprawy. Jednak złość, jeszcze do niedawna kierowana w jego stronę,
teraz spoczęła na niej samej. Wściekły szept i przepełnione jadem słowa, które
kilka dni wcześniej wyrzuciła w stronę chłopaka, dotknęły ją do żywego. Z
trudem przechodziło jej to przez myśl, ale żałowała. Żałowała słów
wypowiedzianych w jego stronę, wściekłego spojrzenia, którym go obdarzyła,
myśli, w których prosiła by zginął. Jednocześnie przeklinała siebie, sumienie,
swoją dumę, która nie pozwoliła jej przyznać się do faktu, że potrafiła
zrozumieć i odczuć na własnej skórze czyjś ból. Oczywiście, nie miała zamiaru mu tak łatwo
wybaczyć. Był Gryfonem, zdrajcą, przyczynił się do zniszczenia jej życia,
zasługiwał na potępienie, ale była świadoma, że sposób w jaki go potraktowała
był daleko idącą przesadą i to w najgorszym tego słowa znaczeniu. Bądź co bądź,
nie miał on złych zamiarów, a jego własna głupota i zdolność do sprowadzania na
siebie kłopotów... cóż, niewłaściwe miejsce, niewłaściwy czas. Prawdą jednak
było, że gdyby nie on, już dawno byłoby po niej. Choć faktycznie zniszczył jej
życie, nie mogła na nim pokładać całej winy. Nie ulegało najmniejszej wątpliwości,
że ją uratował, a za to powinna być mu wdzięczna, choć oczywiści nigdy by tego
otwarcie nie przyznała. Czasem zastanawiała się dlaczego nie potrafi wyznać
swoich słabości i tego co ją gryzie. Może gdyby to zrobiła jej życie byłoby o
wiele prostsze. Miałaby oparcie nie tylko w Syriuszu, który na szczęście (choć
nie zawsze, bo skłonności do częstego wyśmiewania jej, zakorzeniły się w tym
Blacku już na dobre) zawsze umie jej doradzić. Zaryzykowałaby stwierdzenie, że
Łapa lepiej wie co jest jej potrzebne i dostarcza tego, nim ona sama choćby o
tym pomyśli. Masło maślane, jednak dziewczyna już dawno nauczyła się, że to co
prawdziwe, nie zawsze musi być logiczne. Bo jaki wtedy sens miałaby jej
„choroba”? Kto odpowiedziałby na pytanie, na które odpowiedź nie istnieje? Uśmiechnęła się pod nosem. Jej myśli zaczynały
wkraczać na niebezpieczny grunt, a przecież nie o to w tym wszystkim chodziło.
Nie chciała uzyskać odpowiedzi na: Jak? Po co? Dlaczego?. Miała nadzieję, że
jej ślizgoński umysł podpowie co ma dalej ze sobą zrobić i kto może jej pomóc.
Wiedziała, że Syriusz jej nie zostawi, że będzie blisko, ale nawet on nie
poradzi sobie z potworem, który będzie budził się w niej, w czasie każdej
pełni. Poza tym, przecież nie będzie przy niej wiecznie. W końcu będzie musiała
zacząć normalnie funkcjonować i przestać liczyć na czyjąś pomoc oraz trzymanie
za rękę. Tak rysuje się jej przyszłość i chce czy nie, będzie musiała się z nią
pogodzić. Blady uśmiech znów rozjaśnił twarz nastolatki. Miała ochotę się
roześmiać, ale nie pozwalała jej na to suchość w gardle i zgromadzone w oczach
łzy.
- Życie jeszcze się nie kończy – wyszeptała i przejechała palcami po
ranie na lewym ramieniu – Nie, ono dopiero się zaczyna. – przygryzła wargę i
powoli otworzyła oczy. Wpatrywała się prosto
w kamienny sufit. Mrugnęła kilka razy i pozwoliła słonym kroplom popłynąć po
twarzy, jednocześnie uśmiechając się delikatnie. Huśtawki nastrojów były dla
niej, ostatnimi czasy, czymś zdecydowanie normalnym, jednak tym razem coś w
niej pękło. Nie chciała już dłużej uciekać, płakać po kątach i chodzić ze
zwieszoną głową. To co się jej przytrafiło, fakt, było wielkim ciosem, ale nie
oznaczało końca świata. Wiedziała, że istnieje wielu wilkołaków, którzy
potrafią normalnie funkcjonować i nie poddają się swoim słabością. Ona też nie zamierzała.
Ostatnie dni uświadomiły jej, że chowanie się przed światem do niczego nie
prowadzi, a okładanie winą wszystkich po kolei, nie przynosi ukojenia. Nie chciała, by trud i poświęcenie, które
włożyła we wszystko, co osiągnęła poszły na marne, a niedawne słowa Syriusza
tylko ją w tym utwierdzały. Musiała się nauczyć. Nauczyć kontrolować swoje
zmysły, swoje przemiany, swój instynkt. Musiała na nowo nauczyć się żyć, tak,
jak kilkanaście lat temu zrobił to jej ojciec. Fizyczny, a nawet ten psychiczny
ból, który odczuwała musiał przestać mieć znaczenie, schować się przed światem,
głęboko w jej wnętrzu. Zdarzenia przeszłości musiały zostać stłumione przez
rzeczywistość i choć wiedziała, że będzie potrzebowała na to czasu, nie zamierzała
odpuszczać. Nie będzie łatwo, to na pewno. Wyleje wiele łez, straci siły,
przeżyje przykre chwile. Teraz wszystkie jej wady ujrzą światło dzienne. To co
przez lata starała się skrywać w swoim wnętrzu, wydostanie się spod jej władzy
i ukaże światu. Niełatwo będzie podnieść się po tym co się stało, ale Syriusz w
nią wierzy i nie ma zamiaru go zawieść.
Westchnęła i wyszła z wody. Blask świtu wpadał przez zaczarowane okno,
nadając pomieszczeniu dziwnie świeżego charakteru. Shiro ponownie stanęła przed
potężnym lustrem i przyjrzała się lekko zamazanemu odbiciu. Ukazywało bladą, trochę
wychudzą dziewczynę, na której ramieniu rozciągała się szeroka, powoli
zabliźniająca się rana. Grymas niezadowolenia wykrzywił twarz dziewczyny, gdy
jej wzrok spoczął na tej małej „pamiątce”. Złapała leżący nieopodal bandaż i
owinęła go wokół skóry. Po chwili zastanowienia wciągnęła czarne spodnie,
bluzkę na długi rękaw w tym samym kolorze i luźny, kremowy sweter. Za cienki,
przewiązujący go pasek wsunęła różdżkę, której wcześniej użyła do pokonania
wszelkich niedoskonałości swojej twarzy. Ostatni raz spojrzała w lustro i
uśmiechnąwszy się delikatnie, wróciła do sypialni. Ku wielkiemu zdziwieniu
zauważyła, że łóżko Charlotte jest puste. Spojrzała na zegarek. Było pół do
ósmej. Zapewne Krukonka wróciła już do swojego domu mając zamiar przygotować
się do śniadania. Panna Black spojrzała na trzecie łóżko i z błyskiem w oku
stwierdziła, że spod kołdry wystaje burza, jasnych loków. Na palcach podeszła
do przyjaciółki i pochyliła się nad nią, najniżej jak to było możliwe.
- Dzień dobry – wyszeptała, a nie uzyskawszy odpowiedzi, uśmiechnęła
się przebiegle – Hej. Pobudka! – krzyknęła i natychmiast odskoczyła od
czternastolatki, która poderwała się z materaca jak oparzona.
- Co się dzieje!? – krzyknęła zdezorientowana panna Signer, a
dojrzawszy uśmiech przyjaciółki, opadła z powrotem na poduszki. – Miło, że
wróciłaś, ale kiedyś Cię za to dorwę. I den obry – wyszeptała ziewając i
zakopując się w kołdrze.
- Tak, tak, też się cieszę. – odpowiedziała panna Black siadając na
swoim łóżku i zakładając czarne buty – Czas wstawać. No chyba, że mam
poprosić Zabiniego by Cię dobudził. – rzuciła zerkając na blondynkę, która
posłała jej zawistne spojrzenie. – Haha, tak myślałam. Wstawaj. Czekam w
Pokoju.
Gdy była już przy drzwiach, usłyszała głos Mai.
- Shiro, wszystko w porządku?
- Tak. Tak myślę. Sądzę, że już lepiej się nie da – posłała
przyjaciółce ciepły uśmiech – Nie każ mi długo czekać.
W Pokoju Wspólnym znajdowało się stosunkowo dużo osób, zwłaszcza
biorąc pod uwagę obecną porę. Choć zdecydowana większość z nich właśnie
zmierzała do wyjścia, nie zabrakło i takich, którzy leniuchowali, rozłożeni na
kanapach przed kominkiem. Ryann rozejrzała się po pomieszczeniu, jednak nie
dostrzegła w nim żadnego z przyjaciół. Odetchnęła powoli, i najpewniej jak
tylko potrafiła, ruszyła przed siebie.
Czuła na sobie spojrzenia Ślizgonów, słyszała ich przyciszone szepty,
gdy przechodziła obok. Serce zaczęło jej łomotać, a kropelki potu pojawiły się
na twarzy. W tym momencie marzyła o tym żeby zniknąć. Nigdy nie przeszkadzało
jej znajdowanie się w centrum uwagi, ale dzisiaj czuła się zdecydowanie
nieswojo. Spojrzenia Mieszkańców Domu Węża przeszywały ją na wylot, tak, iż
miała wrażenie, że każdy zna jej najskrytsze myśli. Przyspieszyła kroku
kierując się w stronę najbliższego fotela, a schowawszy się za jego oparciem,
próbowała dojść do siebie. Skrępowanie, które ją ogarnęło było o tyle dziwne, o
ile zupełnie jej nie znane. Miała ochotę zapaść się pod ziemię, uciec do
dormitorium i zakopać w kołdrze. Choć
bardzo tego chciała, strach przed ponownym przejściem między znajomymi odbierał
jej wszelką odwagę. A raczej jej resztki, które w dziewczynie pozostały.
Podciągnęła nogi pod brodę i spojrzała w ogień. Czuła się bezbronna wśród tych
wszystkich zaciekawionych, zaintrygowanych, a niekiedy nawet oskarżycielskich,
spojrzeń. Wiedziała, że postępuje wbrew temu co obiecała sobie jeszcze kilka
chwil temu, ale teraz miała przed sobą rzeczywistość i wiedziała, że bez pomocy
przyjaciół nie da rady przetrwać najbliższych dni, wśród szeptów, spojrzeń i
tłumów.
- Ryann? Dobrze się czujesz? – usłyszała nad sobą znajomy głos.
Oderwała wzrok od ognia i spojrzała w górę, a napotkawszy spojrzenie
Mai, uśmiechnęła się błagalnie.
- Tak. Znaczy nie – zamyśliła się na chwilę – Wyjdźmy stąd, dobrze?
Panna Signer bez słowa kiwnęła głową.
Gdy przemierzały lochy, Ryann milczała wsłuchując się w potok słów,
którym zalewała ją blondynka.
- Żałuj, że nie widziałaś jak Rogogon miotnął Potterem. Myślałam, że
go połamie. No, ale niestety „Szczęśliwy Chłopiec” oczywiście musiał się
podnieść, a na dodatek jeszcze, zdobyć jajo. O! A wspominałam Ci jakie fajne
przypinki udało się załatwić? Oczywiście Draco i Zabini mieli w tym swój
udział, ale tym razem naprawdę się spisali. To jest po prostu hit! Potter
powinien mocno się zastanowić, czy aby na pewno chcę się tak popisywać. I nie
wiesz najważniejszego! Podobno Rita Skeeter przyłapała jego i Granger na
obściskiwaniu się w namiocie, przed pierwszym zadaniem. Co jak co, ale „ Złote Dziecko” podejrzewałam
o lepszy gust. Tak czy siak, Krum zapewne nie jest zadowolony. – mówiła Maya
skacząc wokół przyjaciółki. Niebieskooka natomiast uśmiechała się delikatnie.
Naprawdę lubiła tą wybuchową blondyneczkę, którą trudno było w jakikolwiek
sposób uciszyć. Nagle poczuła szturchnięcie i podniosła głowę. Panna Signer
przyglądała się jej z rozpromienioną twarzą i iskierkami w oczach.
- A może byś coś powiedziała? – wyrzuciła, nie przestając się
uśmiechać.
- Maya, co ja mam Ci powiedzieć? – Shiro pokręciła ze śmiechem głową.
- Nie wiem, na przykład dlaczego byłaś smutna, jak się czujesz i co Ci
jest. I nie mów, że wszystko jest w porządku. – blondynka nagle spoważniała.
- Nie powiem tego, bo nie jest.
To wszystko trochę mnie przeraża. Bardzo dziwne uczucie. Bać się, ale taka
prawda. Jestem przerażona. Widzę jak ludzie szepczą, jak się na mnie patrzą.
Wiem, że to kiedyś minie, ale teraz… Muszę jakoś dać radę. Proste. – wyszeptała zatrzymując się w miejscu i
patrząc czternastolatce w oczy. Ta
natomiast tylko pokiwała głową, a na jej twarzy powoli zaczął pojawiać się
uśmiech.
- Jasne, ale wiesz… - zaczęła ściszając głos – Jakby ktoś, coś do
Ciebie, to wystarczy jedno słowo i my z nim zrobimy porządek. Tak wiesz, po
cichutku, żeby nikt niczego nie podejrzewał.
- Hahaha, jasne. Zapamiętam to
sobie. –roześmiała się panna Black i opierając się na przyjaciółce, ruszyła
dalej. – Chciałabyś jeszcze coś wiedzieć, zanim Zabini się do Ciebie doczepi?
- Jak tam Twoja relacja z Draco? – Maya rzuciła przyjaciółce
przebiegłe spojrzenie.
- Draco? Nie rozumiem o czym mówisz – piętnastolatka zmarszczyła brwi.
- Jasne, jasne. Wiesz doskonale. Jak leżałaś w skrzydle, odwiedzał Cię
codziennie, a przez ostatnie dni, pytał o twój stan przynajmniej trzy razy
dziennie. – dziewczyna podskoczyła radośnie do góry. – Kiedy chodzi o Ciebie, w
ogóle nie przypomina normalnego siebie, zauważyłaś?
- Chyba powinnaś iść do pani Pomfrey, majaczysz. – rzucił panna Black
i odwróciła wzrok.
- E, nie wydaje mi się. – rozległ się głos młodszej, która wymierzyła
koleżance kuksańca w bok. – Swoją drogą, to nawet urocze.
- Maya… - zaczęła piętnastolatka stając i spoglądając na blondynkę ze
śmiechem – Zajmij ty się może Blaisem. – To powiedziawszy odepchnęła lekko, zszokowaną
przyjaciółkę i kręcąc głową ruszyła przed siebie.
Nie mogła uwierzyć w to co właśnie usłyszała. Ona i Draco? Zabawne.
Wiedziała, że chłopak zachowuje się przy niej inaczej, ale to dlatego, że są
praktycznie rodziną i nie musi nic udawać. Prawdą było również, że w pewnym
momencie ich relacja była bardziej zażyła niż przyjacielska, ale była to
jednorazowa sytuacja, do której powtórki dziewczyna nie miała zamiaru dopuścić.
Przyspieszyła kroku słysząc za sobą nerwowy tupot butów Mai.
- Ej! Poczekaj na mnie! – usłyszała krzyk i uśmiechnęła się jeszcze
szerzej.
- To nie moja wina, że masz takie krótkie nóżki, mała – rzuciła
radośnie, odwracając w tył głowę.
-SHIRO! – krzyk blondynki odbił
się echem od ścian, a Ryann wiedziała, że ma przerąbane. Ze śmiechem na ustach
spojrzała w przód i w ostatniej sekundzie zdążyła odchylić w bok głowę, by nie
zderzyć się ze stojącą przed nią postacią.
Była to dziewczyna o nienaturalnie bladej cerze, która w świetle
pochodni wyglądała wręcz upiornie. Jej długie, rude włosy, w blasku ognia
przypominały płomienie, a niesamowicie
ciemne oczy, wręcz przeszywały Ślizgonkę. Zimny dreszcz przeszedł po plecach
panny Black i odruchowo cofnęła się o krok. Nie wiedzieć czemu, ale ta
dziewczyna napawał ją przerażeniem. W
momencie, w którym kroki Mai były tak wyraźne, iż domyślać się można było jej
obecności za zakrętem, nieznajoma ruszyła do przodu i bez słowa oraz
najmniejszego szelestu „przepłynęła” obok zdezorientowanej piętnastolatki,
zostawiając po sobie jedynie chłodny powiew. Shiro obejrzała się za nią z
niepewnością, jednak dziewczyna zniknęła jej z pola widzenia. Po sekundzie z za
zakrętu wyłoniła się Maya, a widząc minę przyjaciółki, zmarszczyła brwi.
- Ry, wszystko ok? – spytała podchodząc bliżej.
- Kto to był?- odpowiedziała powoli i jakby nieświadomie niebieskooka.
- Ale, że kto? – dopytywała tamta, idąc za wzrokiem koleżanki i
spoglądając w miejsce, w którym jeszcze niedawno stała rudowłosa.
- Ta dziewczyna.
- Dziewczyna? O czym ty mówisz? – na twarzy blondynki malowało się
zdziwienie.
- Ta, która tutaj był. Poszła w tamtą stronę – Ryann wskazała kierunek
– Musiałyście się minąć.
- Ry, tam nikogo nie było. –odpowiedziała powoli Maya.
- Co?! – panna Black gwałtownie przeniosła spojrzenie na przyjaciółkę.
– Ale… przecież ona. Nie. To niemożliwe. Musiała być.
- Nie było tu żadnej dziewczyny. Przysięgam. – Maya dotknęła dłonią
ramienia towarzyszki.
- Chyba zaczynam wariować. – piętnastolatka pokręciła głową, a na jej
twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Cały strach i zdziwienie zaczęła ją już
opuszczać. „Chora wyobraźnia” pomyślała.
- To wiadomo nie od dzisiaj, kochana – uśmiechnęła się panna Signer i
oparła o przyjaciółkę. – A teraz może mogłybyśmy iść, bo jestem już naprawdę
głodna.
Ryann kiwnęła głową i obydwie ruszyły przed siebie, kierując się w
stronę Wielkiej Sali. Milczały przez całą drogę, a piętnastolatka głęboko
zastanawiała się co też jej przyjaciółka skrycie myśli. Czy naprawdę uważała,
że wariuje? Nie, to niemożliwe. Gdyby tak było, powiedziałaby o tym, prawda?
Jednak odpowiedź na to pytanie pozostała nie znana, ponieważ dokładnie w tym
momencie dziewczyny opuściły lochy i znalazły się w jasnej Sali Wejściowej,
gdzie natychmiast przyłączyli się do nich Zabini, Nott i Charoltte. Ten
pierwszy spojrzał na Mayę z mieszaniną niepewności i zakłopotania, po czym
złapał ją delikatnie za rękę, jakby czekając na pozwolenie. Ryann widząc to uśmiechnęła się
pod nosem. Blaise był prawdziwym
facetem, wręcz stworzonym do rządzenia innymi, jednak jeśli chodziło o jego
relację z dziewczyną, cóż, czasem po
prostu nie wiedział co powinien zrobić.
Po chwili cała piątka, nie zważając na zaciekawione spojrzenia
Gryfonów, Krukonów, Puchonów, a nawet Ślizgonów wkroczyła do Wielkiej Sali i z
podniesionymi głowami ruszyła między stołami. Ryann delikatnie skuliła się w
sobie, dostrzegając wszystkie zaciekawione spojrzenia, słysząc szepty.
Wystarczył jednak, jeden dotyk przyjacielskiej dłoni na ramieniu i znów czuła,
że może wszystko. Nie zważając już na
nic przysiadła się do zajętego jajecznicą Dracona i szturchnęła go lekko w
ramię.
- Nie jedz tyle bo będziesz wyglądał jak Wieprzlej – uśmiechnęła się
na powitanie.
- Nigdy! – rzucił chłopak odsuwając od siebie talerz i podając kuzynce
półmisek z naleśnikami. –Rozumiem, że wybierasz się z nami do Trzech Mioteł,
gdy już będziemy w Hogsmead?
- To już dzisiaj? – zdziwiła się dziewczyna przegryzając kawałek
podsuniętego jedzenia.
- Nie mów, że zapomniałaś! – krzyknęła siedząca naprzeciwko Maya.
- Troszkę – odpowiedziała piętnastolatka skruszonym głosem – Ale
spokojnie. Nie mam zamiaru przegapić takiej okazji – uśmiechnęła się patrząc po
twarzach przyjaciół.
- I tak trzymać! Już my Cię postawimy na nogi – wyszczerzył się
Zabini, po czym zagadnął Dracona na temat ostatniego meczu quidditch’a. Wkrótce
do rozmowy przyłączył się również Nott, a następnie idąca w jego ślady Maya i
Charoltte. Ryann zupełnie przestała ich słuchać. Kończąc swojego naleśnika,
rozglądała się po Sali. Nic się w niej nie zmieniło, może prócz faktu, że przez
zaczarowany sufit sypał śnieg. Przy stole Ślizgonów nadal siedzieli uczniowie
Dumstrangu i to właśnie oni przykuli uwagę dziewczyny, a konkretnie jeden z
nich. Chłopak siedział przy końcu stołu i przyglądał się jej intensywnie, a w
jego ciemnych oczach dostrzegła znajomy błysk. Był dobrze zbudowany, miał
ciemne włosy i delikatny zarost. Gęste brwi idealnie pasowały do jego ostrych
rysów i zarysowanej szczęki. W trakcie kilku
sekund dziewczynie przeszło przez głowę, że gdzieś już go widziała, jednak
szybko odrzuciła tę myśl. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, dopóki kąciki ust
chłopaka nie uniosły się lekko do góry. Piętnastolatka zmarszczyła brwi, jednak
nie zdążyła zrobić nic więcej, ponieważ ktoś dotknął jej ramienia.
- To jak? Idziesz? – usłyszała głos Dracona.
- C.. Co? – spytała zaskoczona, odwracając się w jego stronę.
- Pytałem czy idziesz ze mną do lochu. Nie będę już nic jadł, a ty z
tego co widzę, też skończyłaś. – rzucił Malfoy unosząc pytająco brwi.
- T…tak, jasne. – odpowiedziała i wstała od stołu. Pożegnała się z
przyjaciółmi i ustaliła miejsce spotkania, po czym ruszyła ze Ślizgonem do
wyjścia. Przekraczając próg odwróciła się i uchwyciła spojrzenie, wciąż
wpatrującego się w nią, chłopaka.
- Jak się czujesz? – zagadnął Draco, gdy tylko znaleźli się w Sali Wejściowej.
- O niebo lepiej – odpowiedziała i uniosła głowę, by po chwili stanąć
jak zamurowana. Chłopak przystanął zaskoczony i spojrzał na kuzynkę. Ona jednak
wpatrywała się w postać wchodzącą po marmurowych schodach. Czarny strój
doskonale kontrastował z bladą cerą, a szczupła sylwetka podkreślona była
idealnie płynnymi ruchami. Długie, kręcone włosy opadały spod czapki na plecy,
a głębokie spojrzenie przeszyło pannę Black, gdy tylko dziewczyna zwróciła się w
jej stronę. Ten sam zimny dreszcz
przeszedł po plecach Ślizgonki, a głosik w głowie mówił, że powinna cofnąć się
kilka kroków, co też bezwiednie zrobiła.
- Ryann? Wszystko dobrze? – zapytał Draco z lekkim zakłopotaniem.
- Kto to jest, ja się pytam? – odpowiedziała nie spuszczając wzroku z
obserwującej ją dziewczyny.
- Kto niby? – spytał Draco stając naprzeciw kuzynki, jednocześnie
sprawiając by na niego spojrzała.
- Ona – Ry wskazała głową nieznajomą.
- Emmm, Ryann. – rzucił chłopak spoglądając w tył. - Tam nikogo nie ma.
- Co?! – krzyknęła czarnowłosa robiąc krok w przód – Stała tam!
Trzymała się poręczy. Przecież to niemożliwe żeby kolejny raz mi się
przywidziało. – wyszeptała wpatrując się w puste schody.
- Uspokój się – Malfoy podszedł do dziewczyny – To tylko zmęczenie.
Ostatnio sporo przeszłaś. Musisz całkowicie dojść do siebie.
- Tak, pewnie masz racje – powiedziała Shiro spuszczając wzrok.
- Wiesz, albo to, albo wariujesz, chociaż sądzę, że na to już za
późno. – uśmiechnął się chłopak, wywołując tym samym uśmiech na twarzy kuzynki.
- Ej, uważaj sobie, paniczu. – odpowiedziała dziewczyna marszcząc brwi
i celując palcem w pierś chłopaka – Chyba zapomniałeś do kogo się zwracasz. –
To powiedziawszy uniosła dumnie głowę.
- Jakże bym śmiał, Pani – odpowiedział kłaniając się nisko - Cieszę,
że do nas wróciłaś. Brakowało tu twoich rządów. *
- Cenię sobie szczere komplementy, a te twoje są bardzo odważne,
młodzieńcze – odpowiedziała z „arystokratycznym” akcentem.
- Cieszę się, że jesteś dla mnie tak łaskawa, władczyni – uśmiechnął
się chłopak i ujął wyciągniętą dłoń dziewczyny.
- Znaj moją łaskawość. – rzuciła patrząc na niego wyczekująco.
- Czasem – powiedział całując jej rękę – Jesteś naprawdę podobna do
swojej matki.
- A ty do swojego ojca.
- Możliwe, jednak mnie nie przepełnia arystokratyczna pycha. – Draco
wyprostował się, po czym wypiął dumnie pierś i ruszył w stronę lochu.
- Jeśli aby na pewno mówimy o tobie, to tej, jak ją nazwałeś,
arystokratycznej pychy, płynie w tobie więcej, niż czystej krwi. – uśmiechnęła
się dziewczyna i dała chłopakowi kuksańca.
- Cofam to co powiedziałem – Ślizgon pokręcił głową i spojrzał na
przyjaciółkę – Nie jesteś ani trochę podobna do swojej matki.
----
Zimny wiatr powiewał bez ustanku, przesuwając po niebie gęste, szare
chmury. Delikatne, białe płatki spadały leniwie ku ziemi, pokrywając ją cienką,
jasną warstwą. Drzewa w Zakazanym Lesie
szumiały cicho, a fale na jeziorze z pluskiem rozbijały się o brzeg. Ciężko
było uwierzyć, że jeszcze kilka godzin temu przez szarą pokrywę na niebie
przebijało ciepłe, słoneczne światło. Na zamkowym dziedzińcu gromadziły się
grupy, ubranych w ciepłe kurtki, czapki i szaliki, uczniów. Wśród nich nie zabrakło tych, którzy kulili
się przy sobie w nadziei na utrzymanie tej odrobiny ciepła, która im pozostała,
jak i tych, którzy ignorując zimno, skupiali się głównie na rozmowie i znudzonym
narzekaniu. Jedną z takich grup była
piątka przyjaciół z Domu Węża i zaprzyjaźniona z nimi Krukonka. Draco siedział na niskim murku opierając się
plecami o kamienną ścianę z ręką przewieszoną przez kolano. Z uwagą i wyraźną
pogardą przyglądał się mijającym go uczniom.
Po jego lewej stała Charlotte trzymana w żelaznym uścisku przez
stojącego za nią Notta. Po drugiej
stronie wąskiej ścieżki stał Zabini, opierający się o mur i przyciskający do
siebie Mayę, której dłonie schowane były w kieszeniach jego kurtki. Ryann
natomiast siedziała tuż koło nich, wymachując nogami i uderzając nimi rytmicznie
o kamień. Panowała między nimi grobowa cisza. Wszyscy przyglądali się wygłupom
i błazenadom uczniów innych domów. Panna
Black przez chwilę spoglądała na Esterę, która wraz z inną pierwszoroczniaczką
tworzyła ze spadających płatków magiczny, tańczący wir, który swoją drogą,
wyglądał naprawdę pięknie. „ Może coś z
niej będzie” pomyślała i odwróciła wzrok. Zaczęła przeczesywać tłum ze strachem
uświadamiając sobie, kogo próbuje w nim wypatrzeć. Jednak obiektu jej zainteresowania nigdzie nie
było, więc chcąc, nie chcąc przyznała przyjaciołom rację. Rudowłosa dziewczyna
była jedynie wytworem wyobraźni, a ona zaczynała wariować. Westchnęła ciężko
sprawiając, że Draco odwrócił się w jej stronę. Nim jednak zdążyła choćby
zareagować, chłopak odwrócił głowę i uśmiechnął się przebiegle.
- Ej! Wieprzlej! Wybierasz się do Hogsmead? A podobno świń do miasta
nie wpuszczają! – ryknął w stronę grupki stojących nieopodal Gryfonów, wywołując
tym samym natychmiastową reakcję wspomnianego osobnika.
Ryann uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła głową. „On naprawdę kiedyś
się doczeka” pomyślała i spojrzała w stronę Zakazanego Lasu. Wtedy ją zobaczyła.
Dziewczyna stała między drzewami, wsparta dłonią o jeden z pni. Jej włosy
powiewały na wietrze, a ciemne oczy spoglądały w stronę Ślizgonki. Stała bez
ruchu, mierząc pannę Black nieobecnym wzrokiem.
Po plecach piętnastolatki ponownie przebiegł zimny dreszcz, a ciało
jakby zesztywniało. Odwróciła się w stronę przyjaciół i spostrzegła, że cała
piątka zajęta jest wyśmiewaniem Gryfonów. Zwróciła się z powrotem w stronę
lasu, jednak tym razem nikogo nie spostrzegła. „O nie. Nie tym razem” pomyślała
i powoli ruszyła w tamtą stronę. Miała nadzieję, że przyjaciele nie zauważą jej
zniknięcia dość szybko. Potrzebowała czasu żeby odnaleźć nieznajomą i uspokoić
własne sumienie. Poza tym, nie chciała robić niepotrzebnego zamieszania. Szła
powoli, co jakiś czas spoglądając w tył. Jej wzrok skupiał się głównie na lesie
i usilnych próbach wypatrzenia czegoś między drzewami. To był główny cel, na którym dziewczyna
skupiła wszystkie swoje myśli i zmysły. Śnieg skrzypiał pod stopami, wiatr
sypał płatkami w oczy. Nic nie mogło jej zniechęcić. W momencie, w którym
myślała, że oddaliła się od przyjaciół wystarczająco, by mogła nieco
przyspieszyć, poczuła, że jej but zahacza o coś dużego. Ślizgonka zachwiała się
i wymachując w powietrzu rękoma, poślizgnęła na białym, pokrywającym ziemię
puchu. Straciła równowagę i poleciała do tyłu w myślach szykując się na bolesny
upadek. Ten jednak, ku wielkiemu zdziwieniu dziewczyny, nie nastąpił. Potrzebowała
chwili, by zorientować się, że stoi w pionie, a na plecach czuje czyjeś dłonie.
Odwróciła się w tył i spojrzała prosto w brązowe oczy Gryfona.
- Wszystko w porządku? – spytał trzymając ją za ramiona.
„ O Salazarze!” pomyślała patrząc na niego z uwagą „ Ile jeszcze razy usłyszę
dzisiaj to pytanie?”.
________________________________________________________
Dzisiaj króciutko, ponieważ godzinka troszkę późna. Oddaję w wasze ręce rozdział 10 i bardzo przepraszam, że pojawił się po takim czasie. Szczerze mówiąc jestem z niego całkiem zadowolona i mam nadzieję, że wam również się spodoba. Następny pojawi się w zdecydowanie mniejszym odstępie czasu. :)
Jeśli chodzi o błędy to starałam się wszystkie wyłapać, ale jakbyście coś znaleźli to piszcie śmiało.
Zachęcam do komentowania i pozdrawiam was mocno, życząc oczywiście słonecznych i udanych wakacji :D
~Ryann Black