Uwaga!

sobota, 19 października 2013

Rozdział V - Gorzka prawda


Oto pioseneczka, która mi przyświecała podczas pisania :



  - Pirwszoroczni do mnie! – usłyszała wysiadając z pociągu. Hagrid stał na peronie górując nad tłumem i machając ręką. Ryann nachyliła się do Esti, która uparcie trzymała ją za szatę.
- Idź tam. Jako pierwszoroczna popłyniesz łódką. Ja i inni jedziemy powozami. Spotkamy się w Wielkiej Sali – powiedziała, a widząc jej przerażone spojrzenie, położyła rękę na jej głowie i dodała – Dasz sobie radę. Leć.
Estera kiwnęła tylko głową i niepewnym krokiem ruszyła w stronę Rubełusa. Ry chwilę patrzyła jak odchodzi, po czym skierowała się w stronę powozów, po drodze łapiąc za rękaw przyciśniętą do drzewa Maye, nad którą właśnie pochylał się Zabini.
- Ej! – krzyknął Blaise kiedy jego nos spotkał się z twardym drewnem. Dziewczyny zaśmiały się cicho i wsiadły do powozu, w którym już czekała na nich Choco.

---

    Wielka Sala, jak zwykle pięknie udekorowana, czekała na przyjęcie nowych uczniów. Po krótkiej przemowie dyrektora i jakże wspaniałej piosence Tiary Przydziału zaczęła się najważniejsza część. Ry ze znudzeniem patrzyła na wszystkie dzieciaki podchodzące do stołka, do momentu kiedy McGonagall wyczytała jedno nazwisko.
- Estera Black! – rozległo się po Sali, a mała  czarnowłosa dziewczynka niepewnie podeszła w stronę nauczycielki. Piętnastolatka, kątem oka, zauważyła, że nauczyciel od eliksirów nagle zaczął interesować się całą ceremonią. Przenosił wzrok z siostry na siostrę wyraźnie zaciekawiony całą tą sytuacją. Ry próbowała wyczytać coś z jego spojrzenia. Na próżno.
- Ahh.. Najmłodsza panna Black. Krew czysta jak łza. Inteligenta, jak na swój wiek. Hmmm co za odwaga.  Widzę też trochę lęku i chęć posiadania bliskich ludzi. Może Gryffindor? Ohh no już przestań. Twoje myśli mnie ranią. Spryt, arogancja i przebiegłość. Determinacja w dążeniu do własnych celów i samowystarczalność. Taaak widzę wszystko. Dobrze niech będzie.... SLYTHERIN!
Ryk, jaki rozległ się na Sali był nie do opisania. Mała panienka Black zeskoczyła ze stołka i z tryumfalnym uśmiechem przebiegła wzdłuż stołów, by po chwili wpaść w ramiona rozradowanej siostry. Ry natychmiast przedstawiła ją swoim znajomym. Wiedziała, że później będzie tego żałowała, ale była to w końcu jej siostra i chciała jej pomóc. Parę chwil później ceremonia dobiegła końca, a stoły zapełniły się pysznym jedzeniem. Nie potrzeba było wiele czas, by wszyscy mieli pełne brzuchy. Wtedy głos na nowo zabrał dyrektor.
- Skoro wszyscy się już najedli, mam dla was jeszcze jedno ogłoszenie. – zaczął uciszając jednocześnie wszystkich uczniów. – W tym roku, w naszej szkole odbędzie się … Turniej Trójmagiczny..
Resztę wypowiedzi zagłuszył ryk. Połowa uczniów wstała i biła brawo, inni krzyczeli radośnie lub gwizdali. Wszyscy zostali omamieni euforią. Albus uciszył wszystkich jednym gestem.
- O szczegółach tego wspaniałego wydarzenia opowie Wam pan Crouch.
Do mównicy podszedł średniego wzrostu mężczyzna, z idealnie wyrównanym wąsikiem. Wydawał się być ważną szychą w Ministerstwie. Ry nigdy wcześniej go nie widziała, a spędzała tam dość dużo czasu. Nie była zainteresowana udziałem w konkursie, dlatego nie słuchała tego, co dziad miał do powiedzenia.  Jej spojrzenie powędrowało w kierunku stołu nauczycielskiego. Snape siedział trzymając w ręku puchar i patrząc na nią wyczekująco. Była ciekawa ile musiał czekać, nim ona w końcu się nim zainteresowała. Gdy tylko uchwycił jej wzrok, uniósł delikatnie puchar, skinął jej głową i upił łyk. Ryann posłała mu pytające spojrzenie, ale powoli, jakby przemyślając każde drgniecie, skinęła w jego stronę. Całą tą dziwną dla dziewczyny sytuację przerwały słowa Crucha’a, które dotarły do uszu uczniów, wywołując napad oburzenia.
- … tylko uczniowie siódmych klas.
Słowa te przywitanie zostały głośnym buczeniem i rozwścieczonymi pomrukami, przez które trudno byłoby się przebić każdemu z wyjątkiem Dumbleadore’a. Gdy tylko rozległ się jego głos w Sali znów zapanował spokój.
    Dalsza część uczty polegała na powitaniu uczniów przybyłych z innych szkół. Pięknych willi z francuskiej szkoły Beauxbatons oraz  sławnych Bułgarów z Durmstrangu.
    Przywitanie ich nie zajęło dużo czasu. Po skończonej uroczystości, wszyscy zaczęli rozchodzić się do swoich domów, za co Ry była bardzo wdzięczna losowi. W końcu znajdzie się w ciepłym i bezpiecznym dormitorium. Z dala od ciekawskich spojrzeń i tego aktorstwa, które na co dzień musiała oglądać, i w którym sama musiała uczestniczyć. Ku zdziwieniu znajomych, również Choco, która jakimś cudem dostała się do pokoju wspólnego ślizgonów i teraz siedziała na kolanach Notta, oraz Dracona, który nie odezwał się do niej słowem, aż od pamiętnej sytuacji w przedziale, wypiła jedną szklaneczkę Ognistej i wymawiając się zmęczeniem  ruszyła w stronę dormitorium. Nie potrafiła dłużej hamować swojej bezsilności. Gdy kładła rękę na klamce usłyszała za sobą kroki. Nie musiała się odwracać żeby wiedzieć, kto za nią stoi.
- Wszystko w porządku? – wyszeptał jej do ucha Draco.
Choć starał się być delikatny, w jego głosie nadal czuła obojętność. Wiedziała, że żałuje tego co się stało, ale nie chciała z nim rozmawiać. Jego ręka znowu zacisnęła się na jej dłoni, ale tym razem nie było w tym nic brutalnego. Zrobił to z delikatnością, jakby chciał przeprosić, a jednocześnie pocieszyć. To jednak sprawiło, że łzy jeszcze bardziej zaczęły cisnąć jej się do oczu. Odetchnęła głęboko i wyswobodziła rękę.
- Tak Draco, wszystko jest wspaniale. – powiedziała. Nim zdążył zareagować otworzyła drzwi i zniknęła w pomieszczeniu. Przez chwilę opierała się o chłodne drewno, by w końcu podejść do łóżka i zrzucić z siebie szaty. Przebrana w piżamę poszła do łazienki i ochlapała twarz wodą. Nie miała siły na nic innego. Położyła się na łóżku i zakryła twarz poduszką. Dopiero teraz zaczęła odczuwać zmęczenie potęgowane wszystkimi problemami. Nim się zorientowała, po policzkach spływały jej strumienie łez. Nawet nie próbowała ich zatrzymać. Pozwoliła, by wraz z nimi opuściły ją  wszystkie smutki i troski. Nie zwróciła nawet uwagi, kiedy zasnęła.

---

    Następny dzień przywitał ją ciepłymi promieniami wpadającymi przez zaczarowane okno. Ry przetarła oczy dłonią i ziewnęła przeciągle. Spojrzała na zegarek. Była szósta rano. Miała co najmniej godzinę do śniadania, ale wiedziała, że już nie zaśnie. Usiadła na łóżku i rozejrzała się po pokoju. Był dość przestronny, lekko zaokrąglony. Stały w nim trzy masywne łóżka, choć w pokoju mieszkały tylko dwie ślizgonki. Na trzecim posłaniu spała Charlotte w dni, w które zbyt długo siedziała w lochach i nie mogła wrócić do swojego pokoju. Tak było i tym razem. Niebieskooka przeszła na palcach do łazienki i wzięła gorący prysznic. Dzisiaj czuła się o wiele lepiej. Wszystkie jej troski zeszły na drugi plan i nie miały już takiego znaczenia. Sen pozwolił jej wypocząć i  przyniósł  ulgę, której potrzebowała. Była w Hogwarcie. Bezpieczna, wśród przyjaciół. Tylko to się teraz liczyło. Po wyjściu z łazienki, przeszła przez, o dziwo, jasny pokój i najdelikatniej jak potrafiła, zamknęła drzwi. Nie chciała obudzić dziewczyn.  Z uśmiechem na twarzy weszła do pokoju wspólnego i złapała jedną z pustych szklanek stojących na stoliku. Musiała nadrobić wczorajszy wieczór. Pogrzebała w schowku  i wyciągnęła z niego butelkę z bursztynowym płynem.  Napełniła szklankę do pełna i zaklęciem pozbyła się, pustego już, "opakowania". Rozejrzała sie po pokoju wspólnym, a nie zauważając nikogo, usiadła po turecku przed kominkiem i oparła sie plecami o kanapę. Wpatrywała sie w ogień, a mocny trunek rozgrzewał jej wnętrze. Minuty płynęły powoli, a ona wciąż siedziała sama, co jakiś czas przykładając szkło do ust i upijając kolejny łyk. W pewnym momencie usłyszała ciche skrzypniecie i wszystko  zrobiło sie czarne.
- Zgadnij kto to, psinko. -  usłyszała przy uchu niski glos.
- Zabieraj te łapy, Zabini - wrzasnęła i strąciła ręce bruneta z twarzy - A jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz... to nie ręczę za siebie - dodała odwracając sie w jego stronę. Zaczynała żałować, że powiedziała mu, czego nauczyła sie przez wakacje.
- Ok ok. Tylko mnie nie pogryź - zaśmiał sie, a widząc, że oczy dziewczyny zaczęły złowrogo błyszczeć, dodał - Dobra przepraszam, przepraszam. Spokojnie.
Ry zignorowała go i znów odwróciła się w stronę kominka. Zabini rozsiadł sie wygodniej na kanapie i wyciągnął rękę próbując zabrać jej szklankę, ale ona przechyliła ją i jednym haustem wypiła cała zawartość. Brunet spojrzał na nią z wyrzutem, po czym uśmiechnął sie w swój " boski" sposób.
- Szkoda że wczoraj z nami nie zostałaś. Była niezła zabawa.
- Nie wątpię  - odpowiedziała i spojrzała na szklanki stojące na stoliku.
- Hah. Jedyny minus jest taki, że nie czuję głowy.
-  To sie nazywa kac, kochany. - zaśmiała sie i ruszyła w stronę wyjścia.
Chłopak nie dał sie spławić i również sie podniósł.
- Co zaszło miedzy Tobą a Draco?  -zawołał, gdy miała zniknąć za zakrętem.
Zatrzymała sie i zacisnęła ręce w pięści. Odwróciła na chwilę wzrok. Obserwował każdy jej ruch, wiec podeszła i spojrzała mu w twarz.
- Nic miedzy nami nie zaszło. - powiedziała zimnym jak lód głosem. Była tak stanowcza, że chłopak prawie jej uwierzył. W końcu pokręcił ze śmiechem głową.
- Nie wierzę Ci. Prawie dałem się nabrać,  ale znam was  na tyle długo, żeby wiedzieć, że kłamiesz. Wczoraj poszedł za Tobą, ale wrócił sam. Później był trochę przygaszony.
- To nie moja sprawa i nie mój problem.
-  A ja myślę, że jednak tak. - powiedział i złapał ją za rękę, gdy chciała odejść.
- Wiesz co Zabini? Odwal się.  -  wycedziła i wyszła z pokoju, pozostawiając chłopaka samemu sobie.

---

    Po śniadaniu udała się na pierwsze w tym roku lekcje. Poranna rozmowa z Blaisem nie wywarła na niej takiego wrażenia, jakiego sie spodziewała. W sumie, w ogóle jej nie interesowała. Bardziej ciekawił ją fakt, że od tego roku wszystkie lekcje odbywają sie w podwójnych rocznikach. Wynikało z tego, że przez całe dziesięć miesięcy będzie musiała oglądać krzywe gęby Weasleyów. Fakt, iż chciało jej się rzygać na ich widok, nie ułatwiał sprawy. Zaparła się jednak i obiecała sobie, że nie da się sprowokować.
    Pierwsze dwie lekcje odbyły się bez zbędnych konfliktów. Może głównym powodem tego był fakt, iż były to eliksiry. Przez całe zajęcia Ry czuła na sobie badawcze spojrzenie Snape’a. Nie potrafiła zrozumieć jego intencji i chyba nawet nie chciała. Gdy tylko usłyszała stłumiony dźwięk dzwonu, pozbierała swoje rzeczy i wyszła z sali, odprowadzana wzrokiem przez nauczyciela. Zielarstwo, transmutacja i OMS przebiegły jak zwykle nudno i powoli. Jedyne co tego dnia ją zaskoczyło to lekcja OPCM  z tajemniczym profesorem Moody’m, obłąkanym i dość zdziczałym aurorem, który w czasach swojej świetności, zapełnił połowę cel w Azkabanie. Może nie było by w tym fakcie nic dziwnego, gdyby nie Zaklęcia Niewybaczalne, których nałogowo używał na biednym pająku. Choć dziewczyna była przyzwyczajona do tego typu magii, serce ściskała jej jakaś dziwna siła. Z wdzięcznością przywitała koniec lekcji i nim się spostrzegła, pędziła schodami do lochów. Reszta popołudnia upłynęła dość przyjemnie.

---

    Pod wieczór, ulegając namową siostry, powlekła się za nią do Wielkiej Sali i usiadła na jednej ze stojących z boku ławek. Przez chwilę przyglądała się niebieskim płomieniom wieńczącym Czarę Ognia, po czym odwróciła wzrok na siostrę. Mała z uśmiechem na ustach patrzyła na wszystkich, wrzucających nazwiska w iskry. W chwilę później biegała i śmiała się z koleżankami, zupełnie ignorując zamieszanie, które powstało przy wejściu. Cała sytuacja nie obeszła jednak Ry. Dziewczyna podążała wzrokiem za grupką podekscytowanych uczniów. Po chwili ze środka zgromadzenia wyszły dwie, rudowłose postacie.
„ Znowu oni” pomyślała i cicho westchnęła. Wbrew wszystkiemu, chciała obejrzeć to przedstawienie.  Po chwili dwaj rudzielce wskoczyli w krąg namalowany przez dyrektora i… o dziwo nic się nie stało. Ryann skrzywiła się z niesmakiem. Liczyła na więcej zabawy. Nie musiała czekać jednak długo. W momencie, w którym Weasleyowie wrzucili do czary kartki z nazwiskami, w Sali zagrzmiało. Niebieskie płomienie stały się większe i gęstsze. Zaczęły latać we wszystkich kierunkach, by na końcu uderzyć w dezorientowanych bliźniaków, którzy odlecieli parę metrów w tył. Dziewczyna wybuchnęła głośnym śmiechem, gdy jeden z nich zmienił się w mała, latającą bez opamiętania sówkę. Nie potrafiła się uspokoić, aż do momentu, w którym ptak uderzył prosto w jej siostrę. Bez namysłu zerwała się z miejsca, podbiegła do małej i klęknęła na zimnej posadzce. Esti miała w oczach łzy, a z rozcięcia na twarzy wypływała krew. Ryann zawahała się chwilę, po czym przezwyciężając strach przytuliła dziewczynkę. Nagle zauważyła, że ktoś klęka po drugiej stronie i kładzie ręce na ramiona małej. W pierwszej chwili pomyślała, że to Draco, lecz szybko przekonała się, jak bardzo się myliła. Strąciła dłonie przybysza i pomogła siostrze wstać. Po chwili zostały otoczone przez grupkę pierwszoroczniaczek, które zabrały młodą panienkę Black do skrzydła szpitalnego. Shiro patrzyła za nimi przez chwilę, po czym z wyrazem wściekłości, odwróciła się w stronę nieznajomego.
- Ty cholerny idioto! – wrzasnęła  mu prosto w twarz, zaciskając pięści ze złości.
W jednym momencie cała irytacja i wściekłość ustąpiły miejsca niedowierzeniu i przerażeniu. Chłopak postąpił krok w jej stronę, ale ona natychmiast się cofnęła. Nim zdążył coś powiedzieć lub zrobić, odwróciła się i powstrzymując łzy wybiegła z Sali.  
    W pierwszej chwili chciała znaleźć się w lochach, w pokoju wspólnym, w dormitorium. Ostatecznie nogi zdecydowały za nią i biegła po schodach w górę. Mijała zdezorientowanych uczniów i nauczycieli. Biegła jak mogła najszybciej, nie do końca świadoma tego co robi. Nim się zorientowała była już na wieży astronomicznej. Podeszła do najbliższej ściany i oparła się o nią czołem. Pięści same zaczęły uderzać o twardy kamień, a łzy kapały na posadzkę. Osunęła się na kolana i zaczęła szlochać. Wszystko czym do tej pory się martwiła i co jeszcze przed chwilą nie miało znaczenia powróciło ze zdwojoną siłą. Czuła się jak tonący, któremu ktoś rzuca linę. Najbardziej zdradziecką, wstrętną i oślizgłą, jaką kiedykolwiek stworzono. Nie potrafiła, a nawet nie chciała jej chwycić. O wiele bardziej wolała utonąć, przepaść w rozpaczy niż wspierać się o coś takiego. Najgorsze było to, że wbrew wszystkiemu co czuła i myślała, spojrzenie w oczy chłopaka sprawiło, że jej serce zabiło szybciej. Nie potrafiła wyjaśnić swoich uczuć przed samą sobą i nie chciała, by ktoś kazał jej to robić. Ponieważ ona, najzwyczajniej w świecie, bała się swoich uczuć.

***

    Plan był dość sprytny i miał nadzieję, że się powiedzie. Przygotowanie eliksiru postarzającego było łatwe, ale dodanie szczypty pazura sowy do smaku, nie było już takim dobrym pomysłem.
Kiedy wrócił do normalnej postaci, pierwsze co zrobił to rzucił się do tej małej. Zżerało go poczucie winy. To przez niego była ranna. Przez jego własną głupotę. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo do akcji wkroczyła jej siostra. Nie spodziewał się tego co nastąpiło po odejściu pierwszoroczniaczki.
- Ty cholerny idioto! – wykrzyczała mu prosto w twarz starsza.
W tym momencie chciał coś powiedzieć, ale ta sztuka stała się dla niego dziwnie obca. Patrzył w oczy dziewczyny i nie rozumiał co się dzieje. Na jej twarzy zobaczył niedowierzenie, które w tym momencie sam odczuwał. Nie wiedział co go podkusiło, ale zrobił krok w jej stronę. Cofnęła się od razu. Chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego zobaczył tylko jak sie odwraca i po chwili znika za drzwiami. Przez ułamek sekundy miał ochotę  za nią pobiec, przytulić. Czuł sie jednak tak, jakby stopy miał przykute do ziemi. Zza pleców dochodziło do niego jakieś wołanie, jednak on nic nie rozumiał. Wpatrywał sie w miejsce, z którego przed chwilą uciekła dziewczyna.
- George! -ktoś potrząsnął jego ramieniem - Bracie wszystko w porządku?
To był Fred. Stał kolo niego i przyglądał sie zmartwiony. Bliźniak nie odpowiedział. Kiwnął tylko głową i bezwładnie opadł na pobliską ławkę. Kompletnie nie rozumiał swoich uczuć. Nie potrafił roztrzygnąć co nim kieruje. Ta ślizgonka była nie do zniesienia, arogancka i taka wyniosła, jednak gdy zobaczył ją przed chwila, jego serce zaczęło bić dziwnie szybo. Bał się tego.

Utonął w oczach głębokości oceanu i rozkoszy świata.
W oczach tak pięknych…

***
…że chciała je oglądać do końca życia.
Gdyby mogła zatrzymała by czas i wpatrywała się w te piękne oczy koloru młodego drewna...

***
... pięknego, czystego nieba latem.
Chciał patrzeć w nie wiecznie.
W oczy...

***
… w których widziała tak wiele emocji, a jednocześnie były dla niej taką zagadka.
Nie potrafiła jej rozwiązać...

***
… a przecież tak bardzo tego pragnął.
Był przerażony...

***
… swoimi uczuciami.
Utonęła w oczach ...

***
... ślizgonki...

***
... gryfona.
 Swojego…

~*** ~
… największego wroga.
____________________________________________________________________
Na początku chciałabym was bardzo przeprosić za dwie rzeczy. Po pierwsze za to, że tyle musieliście na niego czekać, a po drugie za to, że jest taki krótki. Niestety mam bardzo ograniczony czas i ciężko mi się pisze. Tak czy siak. Oto jest V rozdział, w którym, mam  nadzieję, wyjaśnia się to i owo. Sądzę, że na pewno nie wszyscy będą zachwyceni doborem bohaterów, ale niestety wszystkich nie zadowolę, a do tej postaci mam słabość. 
Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim postem i zachęcam do komentowania tego (jeśli w ogóle ktoś tu jeszcze zagląda i czyta). Wiem również, że wpada tu parę anonimowych osób. Było by miło gdybyście również zostawili waszą opinię :). 

Jeśli chodzi o następny rozdział, to nie potrafię powiedzieć kiedy się pojawi. Proszę jedynie o czujność i DUUUUUUUUUUUŻO cierpliwości. Jedyne co mogę wspomnieć to to, że nie pojawi się na pewno wcześniej niż za miesiąc. Bardzo Was za to przepraszam, ale niestety czas nie sługa. Mam nadzieję, że mi zaufacie i zostaniecie :)
Pozdrawiam 
 

niedziela, 6 października 2013

Update #1

Bardzo wszystkich przepraszam. 
Niestety nie udało mi się wyrobić z rozdziałem. 
Coś stało się z aktualnościami i nie mogę zmienić tekstu, dlatego tutaj pragnę Was poinformować, iż nie jestem w stanie jednoznacznie określić daty następnego rozdziału.
 Mało czasu, a roboty tyle, że nie wiadomo w co ręce włożyć.
Jeszcze raz wszystkich przepraszam.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie i okażecie jeszcze troszku ( jeju jak ja lubię to słowo xD ) cierpliwości.
Pozdrawiam