Uwaga!

niedziela, 8 września 2013

Rozdział III - Szczęście w nieszczęściu



 Natchnieniem do tego rozdziału, a zwłaszcza jego środkowej części było:



Następnego dnia, w domu Blacków panowało zamieszanie. Każdy gdzieś biegał, przechodził i krzyczał. Jedyną osobą, która w całym tym rozgardiaszu potrafiła znaleźć sobie sensowne zajęcie był Syriusz, który od rana zachwycał się szklaneczką Ognistej Whisky, z kanapy przyglądając się wyczynom rodziny. Dopiero, gdy na dworze zaczynało świtać, a wszyscy byli najedzeni, ubrani i spakowani, dopił ostatnie krople trunku, po czym wyszedł na taras. Reszta podążyła za nim.
- Arcturusie, potrzebny nam świstoklik, a ja muszę się… przyszykować – powiedział i postawiwszy pustą szklankę na ziemi, odszedł na bok. W tym czasie Yaxley uporał się z przedmiotem i już w kilka minut cała rodzina znalazła się na wzgórzu niedaleko stadionu. Wszyscy razem, choć niektórzy może mnie zadowoleni niż inni, ruszyli w jego stronę, mijając rzędy namiotów, ustawionych przez setki innych czarodziejów. Ojciec, matka, dwie córki i pies ruszyli na wyznaczone im miejsce,  zupełnie nieświadomi, że tej nocy nie zapomną na bardzo długo.
    Wieczorem, gdy namiot był rozstawiony, a całe jego wyposażenie stało gdzie powinno, cała piątka ruszyła na wielki mecz quiditcha. Do sektora dotarli bez problemu. Jedyne co można by uznać za komplikację, to dość nieprzyjazne spojrzenie, jakim czarodziej sprawdzający bilety obdarzył Syriusza. Wystarczył jednak błysk białych kłów, by ów mężczyzna zachował swoją opinię,  na temat wprowadzania psów na stadion, dla siebie.
    Loża, w której zarezerwowane były miejsca wyglądała iście królewsko. Purpurowe, obijane aksamitem krzesła ustawione były tak, by z każdego miejsca, stadion był tak samo dobrze widoczny, a odgradzające  barierki pokryte były szczerym złotem. Co jakiś czas zaglądał ubrany w elegancki smoking kamerdyner z pytaniem, czy trzeba podać coś do picia. Prócz przebywających tu Blacków, oraz samego Ministra Magii, Ryann zauważyła w loży również Malfoyów oraz parę innych arystokratycznych rodzin, których nigdy wcześniej nie widziała.
„ Czarnomagiczna śmietanka” pomyślała i podeszła do złoconej barierki. Stadion do quiditcha był wielki zarówno na długość jak i wysokość. Oprócz loży honorowej, wypełniały go tysiące plastikowych, składanych krzeseł w czterech kolorach – czerwonym, zielonym, żółtym i niebieskim. Ryann pospiesznie rozejrzała się po widowni, a nie dostrzegając nikogo znajomego usiadła na wyznaczonym  miejscu i posłała, siedzącemu koło niej, Draconowi przyjazny uśmiech. Teraz pozostało tylko rozkoszować się meczem.


---


    Zielone fajerwerki rozświetliły niebo. Po chwili w ich ślady poszły również czerwone, wirując kaskadą wśród gwiazd. Każda z nich miała w sobie tą sama energie, a jednak wszystkie były różne. Ryann siedziała na starym pniu przy ognisku i przyglądała sie jakiemuś młodemu czarodziejowi obok. Zachowywał sie wręcz komicznie, co bardzo rozbawiło dziewczynę. Po ostatnich wydarzeniach śmiech był jej potrzebny. Po chwili odwróciła wzrok i zaczęła spoglądać na wesołe iskierki skaczące w ognisku. Wydawały sie być takie przytulne, jakby to, że płoną na otwartej przestrzeni nie miało najmniejszego znaczenia. Skakały po rozgrzanych polanach i lizały ich brzegi, w obawie, by nie spaść na zdradziecki piach, który ugasiłby ich żar. Tak bardzo przywodziły na myśl gorący ogień w  pokoju wspólnym ślizgonów. Brakowało jedynie zielonkawej poświaty jeziora, złośliwych docinków znajomych i szklaneczki Ognistej Whisky. Tak bardzo brakowało jej Hogwartu, wszystkich tych małolatów, którzy uciekali, gdy tylko widzieli, że idzie ze znajomymi korytarzem. Tej Wielkiej Sali zawsze po brzegi wypełnionej uczniami, choć może to tylko tęsknota za pełnymi od jedzenia stołami. Tęskniła za wszystkimi ślizgonami, z którymi siadała przy kominku wieczorami i rozmawiała o wszystkim i o niczym. Brakowało jej tego normalnego, bezpiecznego życia, bez śmierciożerców na karku, problemów i rozterek. Mówiąc wprost, brakowało jej magicznego świata i wszystkiego co się z nim w normalny sposób wiązało. Nagle na nieba zajaśniała seria zielonych i czerwonych wzorów przywracając Ryann trzeźwe myślenie. Przyglądała się temu przedstawieniu z niemym zachwytem w oczach, gdy nagle jej wzrok przyciągnęło coś na wzgórzu z prawej strony. Ktoś się po nim wspinał. Dziewczyna zapewne nie zwróciłaby na to uwagi, gdyby nie błysk platynowych włosów nieznajomego. Nie odrywając od niego wzroku, podniosła się z miejsca i ruszyła w jego stronę.
- A gdzie masz swoją panienkę, łajdaku? – zagadnęła podchodząc do siedzącego na trawie chłopaka i siadając obok. Nie usłyszała jednak odpowiedzi. W zamian za to towarzysz obdarzył ją jedynie delikatnym uśmiechem, który zniknął tak szybko jak się pojawił.
- Draco Malfoy bez obstawy? – kontynuowała niebieskooka – To dość dziwne, nie sądzisz?
Znów uśmiech. Dziewczyna zauważyła, że krył się w nim jakiś smutek, nieudolnie chowany za maską obojętności. Rozłożyła się wygodniej na trawie i wbiła wzrok w ślizgona. Ten wytrzymał chwilę jej spojrzenie, po czym odwrócił głowę.
- Co mam Ci powiedzieć? – spytał z lekkim westchnieniem i znów wbił wzrok w swoje palce.
- Najlepiej prawdę Draco. Co się stało? – cisza – Chodzi o Twojego ojca?
- Nie – odpowiedział krótko.
- Jesteś pewny? Przecież ostatni…
- Powiedziałem, że nie – chłopak odwrócił się w  stronę Ryann i podniósł głos, jednak w jego oczach nadal czaił się smutek.
- Jak chcesz… - odpowiedziała dziewczyna i podniosła się z ziemi otrzepując ubranie. Gdy postawiła krok w stroną namiotów poczuła, że ktoś łapie ją za rękę. Uśmiechnęła się pod nosem. Zawsze działało. Ten nadęty arystokrata mógł zgrywać twardziela przy swoich znajomych, ale gdy przychodziło co do czego, nigdy nie odmawiał wsparcia z jej strony. Tym razem było tak samo.          
- Poczekaj – usłyszała szept. Posłusznie wróciła na swoje miejsce i zaczęła przyglądać się niebu, na które wypływały coraz to nowsze fajerwerki. Czekała. Po chwili Draco wciągnął głęboko powietrze i zaczął mówić.
- Boję się Ry. Boję się tego co może wkrótce nastąpić. Słyszałem jak ojciec rozmawiał z matką. Mówił, że ON niedługo przybędzie, że Mroczny Znak jest coraz wyraźniejszy, a to może oznaczać tylko jedno. JEGO moc rośnie. Ten Którego Imienia Nie Wolno wymawiać powróci, a wtedy nic nie będzie takie samo. Od zawsze chciałem być śmierciożercą, tak jak ojciec. Być kimś, służyć najpotężniejszemu czarodziejowi, tępić szlamy i zdrajców krwi. Jak bydlęta na rzeź. Pragnąłem tego, ale odkąd usłyszałem tą rozmowę, wszystko się zmieniło. Matka mówiła mi kiedyś jakich rzeczy dokonał Czarny Pan. Byłem nim zachwycony. Ale ostatnimi czasy… – przerwał by zaczerpnąć powietrza i znów zaczął przyglądać się swoim palcom. Jego powieki były przymknięte.
Ryann patrzyła na niego bez słowa. Wiedziała, że walczy z samym sobą. Ona też to przechodziła. Miała wątpliwości co się z nią stanie, gdy Czarny Pan powróci. Jak się zachowa w stosunku do niej? Kiedyś odpowiedź byłaby dla niej prosta. Będzie mu służyła, ale teraz nie wiedziała co robić. I choć sama nie potrafiła sobie z tym poradzić to zawsze miała kogoś kto jej pomógł. Jej spojrzenie padło na wielkiego, czarnego psa, skaczącego radośnie wokół ogniska. „ Syriusz” pomyślała. Odkąd go poznała, wiedziała, że może mu ufać. Był dla niej ostoją. Ręką ratującą tonącego. Zawsze wyciągał ją z kłopotów i rozwiewał wątpliwości. Ostatnimi czasy coraz bardziej go potrzebowała. Nie wyobrażała sobie życia bez niego. Gdyby nie on dawno by się załamała. Teraz ona musiała być takim Syriuszem, dla swojego kuzyna. Jednak nim znów odwróciła wzrok na Dracona, zauważyła, że Łapa co jakiś czas spogląda w jej stronę. Tak było i tym razem. Ledwo zauważalnie uniosła dłoń i delikatnie pomachała w jego stronę, dając znak, że wszystko jest w porządku. Pies kilkakrotnie machnął łbem, po czym chwycił zębami za rękaw ziewającej Estery i prawie siłą wciągnął ją do namiotu. Było bardzo późno, a mała ledwo stała na nogach. Gdy zniknęli za kotarą Ry znowu spojrzała na szarookiego. Poczuł na sobie jej wzrok, więc podniósł głowę i kontynuował.
- Nie chcę tego Ryann. Nie chcę mu służyć. Nie po tym, co powiedziała matka. „On wykorzysta naszego syna do swoich niecnych celów. Jak myślisz, ilu będzie mu kazał zabić nim w końcu da spokój, Lucjuszu?”. Nie ruszyło by mnie to gdyby nie ton jakim to wypowiedziała. Była przerażona. Oczy miała pełne łez. I wtedy ojciec to powiedział. Podszedł do niej i objął ją, ale jego spojrzenie ani ton nie były czułe. Ostre, obojętne, jakby skute lodem, a przecież mówił o mnie, o swoim synu. Powiedział: Nie będzie miał wyboru. Albo Draco, albo Czarny Pan. Jeśli nie wypełni tego co być może zostanie mu powierzone, nie tylko nasz syn zginie. – znowu przerwał.
- Ja, nie wiem co mam Ci powiedzieć – wydusiła oniemiała Ryann. Nie spodziewała się, że można być tak oschłym w sprawie własnego dziecka. Z każdą sekundą coraz bardziej nienawidziła Lucjusza Malfoya. – Wiem jednak jak się czujesz.
- Jeśli ON po mnie przyjdzie, stanę u jego boku. Nie zaryzykuję życia. I nie mówię tu o swoim nędznym żywocie. Mówię o matce, ciotce… - zawahał się, po czym patrząc dziewczynie w oczy, dodał – Tobie.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. – uśmiechnęła się piętnastolatka. Chciała szybko skończyć ten temat. Draco potrzebował pomocy, ale ona wiedziała, że nie będzie w stanie mu jej dać.
- Pamiętam – odwzajemnił uśmiech chłopak – A Ty nie zapomnij o jednym.
- Słucham? – posłała mu pytające spojrzenie i objęła się ramionami. Noc była wyjątkowo chłodna, a ona nie pomyślała o żadnym swetrze. Chłopak to zauważył i natychmiast podniósł się z ziemi ściągając marynarkę. Zarzucił ją dziewczynie na ramiona, po czym usiadł na swoje miejsce.
- Zmarzniesz – powiedziała patrząc na jego cienką, białą koszulę.
- Dam radę – uśmiechną się. W jego oczach nie było już smutku. Teraz były po prostu obojętne. Nienawidziła tego.
- O czym mam pamiętać Draco? – spytała, odwracając wzrok.
- O tym, że gdy do mnie przyszłaś, siedziałem z piękną brunetką na kolanach, a następnie rozmawialiśmy o rodzajach mocnych trunków. – powiedział i posłał jej jeden ze swoich firmowych uśmiechów.
- Jasne, jasne. Czego się nie robi dla swojego młodszego kuzynka – powiedziała, przewracając oczami i rozczochrała mu włosy. W następnej chwili obydwoje wybuchneli śmiechem.
 
---


    Nie wiedziała jak długo siedzieli na wzgórzu śmiejąc się i rozmawiając o niczym. Zauważyła jedynie snop pomarańczowego światła i uśmiech zszedł jej z twarzy. Oboje poderwali się na równe nogi. Krzyki i piski dochodziły do nich ze wszystkich stron. Ucichły wesołe śmiechy, muzyka, zniknęły tańce i kolorowe fajerwerki. Teraz przed oczami mieli jedynie pole z namiotami, między którymi, jak mrówki uciekali ludzie. Ogień trawił wszystko na swojej drodze. Ryann spojrzała na Dracona, a w jego oczach ujrzała odbicie swojej twarzy. Wyglądała na przerażoną i tak też się czuła. Puściła się biegiem, stromym zboczem, nie oglądając się za siebie. Do namiotu dotarła w kilka minut. Zdezorientowana Estera stała przecierając dłonią oczy. Syriusz jeżył sierść i szczerzył kły. Rodzice stali z boku wykonując dziwne, nie określone ruchy.
- Ryann – krzyknęła matka, na co dziewczyna odwróciła się w jej stronę – Zaopiekujesz się siostrą – Piętnastolatka posłusznie skinęła głową i podeszła do małej. – Syriusz – zakomenderowała kobieta – świstoklik  - rzuciła, po czym złapała męża za rękę i ruszyli w bliżej nie określonym kierunku.
 Ry patrzyła za nimi przez chwilę. Dopiero, gdy poczuła uporczywe szarpanie przy nogawce, uświadomiła sobie co powinna zrobić. Złapała zdezorientowaną siostrę za rękę i pognała za Syriuszem, który z nosem przy ziemi szukał drogi. Co jakiś czas podnosił łeb do góry, by za chwilę znów złapać trop. Biegli bez wytchnienia przez kilka minut, co chwila potykając się o kamień lub wystającą gałąź. Ryann parę razy wpadła na jakiegoś czarodzieja lub  tłum rozbieganych dzieci. Przy jednym z takich zderzeń puściła rękę siostry, a przerażeni ludzie ciągnęli ją za sobą.
- Łapa! – krzyknęła, na co pies odwrócił się w jej stronę – Esti!
Zwierzę natychmiast zawróciło i zaczęli biec w przeciwnym kierunku. Gdy dotarli do miejsca, w którym doszło do zderzenia, serce Ryann podeszło jej do gardła. Małej tam nie było. Zaczęła rozglądać się dookoła, ale nigdzie nie mogła jej dostrzec.
- Znajdź ją – usłyszała swój własny, przepełniony przerażeniem krzyk – Błagam Cię, znajdź ją.
Syriusz kręcił się to w jedną, to w drugą stronę. W końcu dziewczyna usłyszała donośne wycie i popędziła w tamtą stronę. „Błagam” tłukło jej się po głowie „ Błagam”. Nogi same niosły ją do przodu, a serce waliło tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć. Duszący dym i długotrwały bieg utrudniały jej oddychanie, a adrenalina napędzała jeszcze bardziej, bijące do granic wytrzymałości, serce. Nie potrafiła, a nawet nie chciała sobie wyobrażać co się stanie, jeśli nie znajdzie siostry. „Nie” usłyszała w głowie  „ Ona musi się znaleźć. Musi być cała i zdrowa. Musi.” Biegła na oślep, uchylając się przed dymem. Z każdej strony widziała gorące, pomarańczowe płomienie unoszące się na palonych namiotach. W niczym nie przypominały one ciepłych i przytulnych iskier ogniska. Te były śmiertelne, mrożące krew w żyłach i wywołujące dreszcze przerażenia na całym ciele. W oczach poczuła piekące łzy, którym po chwili pozwoliła popłynąć.
- Nie – wyszeptała sama do siebie ledwo łapiąc oddech. Nie patrzyła dokąd biegnie. Co chwilę potrącała jakiegoś czarodzieja, ratującego się ucieczką, ale miała ich wszystkich w nosie. Teraz chciała tylko odnaleźć siostrę. Biegła wśród coraz bardziej opuszczonej części pola, widząc przed sobą jedynie ogon Syriusza. „Światełko w tunelu” pomyślała „ Moja ostoja. On ją znajdzie”. Z taką myślą przyspieszyła i po chwili wpadła na kogoś z impetem. Całym ciężarem ciała uderzyła o twardą, gorącą ziemię. Zasłoniła głowę rękoma. Uciekający ludzie nie patrzyli co przed nimi leży, a ona nie mogła teraz odpłynąć. Żaden cios jednak nie nadszedł, a zamiast niego poczuła jak czyjeś silne ręce zaciskają się na jej ramionach i pomagają wstać. Ostatkiem sił uruchomiła mięśnie w nogach i wróciła do pionu. Gdy uniosła głowę, omal znów nie upadła. Nie widziała twarzy swojego wybawcy, ponieważ częściowo przysłaniał ją dym, a częściowo nie była w stanie kojarzyć faktów. Jedyne co  zauważyła to para dobrych, błyszczących oczu, w których skakały iskierki. Wydawało jej się, że dostrzega w nich jakieś nie określone emocje. Trochę znudzenie, trochę zachwyt, a jednocześnie przerażenie i niepokój. Były brązowe, jak kora młodych drzew wiosną, a przynajmniej tak jej się wydawało. Szkliły się, jak gdyby były pełne łez, na których odbijały się zabójcze płomienie. Patrząc w nie, traciła poczucie czasu. Przestało ją interesować gdzie się znajduje i co się w około dzieje. Czas się zatrzymał i chciała żeby tak pozostało. Utonęła w oczach głębokości oceanu i rozkoszy świata. Pełnych mroźnego lodu i gorącego ognia. Obojętności i emocji. Pasji i przerażenia. Świeżości i pozorów. Młodzieńczego zapału i dojrzałego wyrachowania. W oczach tak pięknych, że nie mogła się od nich oderwać. Gdyby tylko mogła zatrzymać czas. Zostać tu i teraz. Rzucić wszystko co działo się dookoła i zachować tylko to jedno, cudowne spojrzenie, nie zawahała by się. Jednak nie mogła tego zrobić. Poczuła jak coś mocno szarpie ja za nogę i spojrzała w dół. Syriusz stał i patrzył na nią wyczekująco i jednocześnie z przerażeniem. Zrozumiała swój błąd. Znów uniosła głowę, ale jej wybawiciela już nie było. Skierowała się za Syriuszem i wtedy ich zobaczyła. Wielka, czarna procesja maszerowała pomiędzy płonącymi namiotami. Około trzydziestu postawnie zbudowanych czarodziei w maskach i wysokich czapkach, szło opustoszałymi już alejkami, a z ich różdżek wydobywały się złowrogie płomienia. Palili wszystko na swojej drodze.  Z ich ust wydobywały się dziwne słowa, jakby jakiś hymn, ale Ryann nie potrafiła go zrozumieć. Zamiast tego schowała się za jednym z dogasających namiotów i rozejrzała dookoła. Serce jej zamarło, gdy parę metrów dalej zobaczyła małą, czarnowłosą dziewczynkę skuloną za  ogromnym kamieniem. Podbiegła do niej i ukucnęła.
- Esti! – krzyknęła przytulając małą
- Ry, ja nie wiedziałam co się dzieję. Było dużo ludzi. Zaczęłam uciekać. Bałam się. Przepraszam Ry. Przepraszam. – wyszlochała dziewczynka przez łzy.
- W porządku. Już wszystko w porządku. Nie masz mnie za co przepraszać. To nie Twoja wina. – powiedziała i pocałowała siostrę w czoło.
Po jej policzkach spływały słone krople. Płakała ze szczęścia.
- Prowadź – rzekła patrząc na Syriusza i złapała siostrę za rękę.
Biegli wśród dogasających już namiotów, a za ich plecami słychać było cichnący hymn czarnej procesji i skwierczenie ognia. Ryann jedną rękę zaciskała na dłoni małej, a drugą na sierści psa, pozwalając się prowadzić. Teraz przed oczami miała jedynie te piękne brązowe oczy, w których widziała tak wiele i jednocześnie tak mało. Były dla niej zagadką nie do rozwiązania. A przecież tak bardzo chciała to zrobić.
    Na wzgórze dotarli, gdy niebo zaczynało się delikatnie odbarwiać. Ryann spojrzała w dół. Doszczętnie spalone pole namiotowe. Przerażający widok. Gdzie niegdzie widać było jeszcze płonące  materiały.  Nie dostrzegała żadnych ludzi. Odwróciła głowę. Nie chciała oglądać koszmaru, z którego niedawno wyszła. Estera stał przytulona do zapłakanej matki. Arcturus obejmował je obie. Syriusz siedział przy świstokliku i uważnie przyglądał się piętnastolatce. Ta posłała mu blady uśmiech. Nie dał się zmylić i położył uszy po sobie. W momencie, gdy wszyscy zebrali się wokół stojącego na ziemi przedmiotu, gdzieś z dołu dobiegł ich stłumiony krzyk. Wszystkie głowy zwróciły się w tamtą stronę. Po chwili ze zgliszczy wystrzelił oślepiający promień i uderzył prosto w pokrywę chmur. Na niebie ukazała się potężna, zielona  czaszka i wydobywający się z jej ust wąż. Ryann skrzywiła się, gdy zwierzę zaczęło wić się po nieboskłonie. Jednocześnie jej serce ścisnęło przerażenie. Natychmiast złapała świstoklik i ogarnęła ją ciemność, którą rozjaśniały jedynie te cudowne, brązowe oczy.
Syriusz, Draco, Lucjusz. Oni wszyscy mieli rację.
 Zaczęło się.


***


    Biegł ile sił w nogach. Z każdej strony słyszał jedynie syczenie zabójczych płomieni. Odkąd zobaczył te piękne niebieskie oczy, nie potrafił myśleć o niczym innym. Wydawało mu się, że dostrzegł w nich wszystkie możliwe emocje. Jednak ze wszystkiego, najbardziej widać było przerażenie. Były pełne łez, a jednocześnie jakieś dziwnie błyszczące. Utonął w oczach głębokości oceanu i rozkoszy świata. Pełnych mroźnego lodu i gorącego ognia. Obojętności i emocji. Pasji i przerażenia. Świeżości i pozorów. Młodzieńczego zapału i dojrzałego wyrachowania. W oczach tak pięknych, że nie mógł się od nich oderwać. Pragnął tam zostać. Zatrzymać czas i już do końca świata przyglądać się temu pięknemu spojrzeniu. Miały kolor czystej morskiej wody lub przejrzystego nieba latem. Wszędzie gdzie spojrzał widział ich blask. Potykał się o kamienie i gałęzie. Parę razy upadł. Nie rozglądał się dokoła. Pędził przed siebie, na oślep próbując wydostać się z tego piekła.
    Do wzgórza dotarł, gdy zaczynało już świtać. Wszyscy dawno na niego czekali, a na ich twarzach malowało się przerażenie. Wiedział, że to jego wina. Przeczesał ręką włosy i spojrzał za siebie. Zgliszcza. Zgliszcza i nic więcej. W momencie, gdy wszyscy zebrali się wokół stojącego na ziemi przedmiotu, gdzieś z dołu dobiegł ich stłumiony krzyk. Wszystkie głowy zwróciły się w tamtą stronę. Po chwili spośród  popiołów wystrzelił oślepiający promień i uderzył prosto w pokrywę chmur. Na niebie ukazała się potężna, zielona  czaszka i wydobywający się z jej ust wąż. Skrzywił się, gdy zwierzę zaczęło wić się po nieboskłonie. Jednocześnie jego serce ścisnęło przerażenie. Natychmiast złapał świstoklik i ogarnęła go ciemność, którą rozjaśniały jedynie te cudowne, niebieskie oczy.
Oni wszyscy mieli rację.
Zaczęło się.
____________________________________________________
Oddaje w wasze ręce trzeci rozdział i przyznaję, że mi osobiście się podoba. Jest w nim to co powinno. Nie za dużo i nie za mało. Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim postem. Ahh dajecie mi siłę. Mam nadzieję, że ten rozdział również Wam się spodoba i do następnego :)

Chciałabym jednocześnie poinformować, że częstotliwość dodawania rozdziałów może ulec zmianie. Wiecie, nowa szkoła, lekcje, oceny, obowiązki. Będę starał się wstawiać systematycznie, ale wszystko jest możliwe.

7 komentarzy:

  1. Wcale nie dziwię się, że widząc coś takiego na niebie przeraził się :p Moim zdaniem rozdział jest w sam raz, przyjemnie się go czyta.

    A szkoła wcale nie jest zła, za kilka lat będziesz bardziej przeładowana kiedy obowiązkami będzie szkoła, praca, dom etc, ale dla chcącego nic trudnego :)

    Czekam na kolejny rozdział :)
    [http://wybranka-cienia.blogspot.com/]
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cudowny, w ogóle muszę Ci przyznać, że świetnie piszesz (pewnie już to pisałam kiedyś)... Opowiadania wciąga tak, że aż nie ma ochoty się od niego oderwać, a ten rozdział... tak jak sama napisałaś ; nie za dużo, nie za mało... i akcja, niepewność... Biedny Draco... ale tak to już jest. Oczywiście czekam na nowy rozdział i pozdrawiam, a przy okazji:
    Zapraszam Cię serdecznie na nowy, piąty Rozdział Broken Heart pt " Niezamierzona szczerość" naaaa http://broken-heart-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, co się stało, ale mam wrażenie, że ten rozdział to +1212329347348756348765384753 dla Twoich umiejętności pisarskich - mówię zupełnie serio, poprzednie rozdziały czytało się naprawdę przyjemnie, ale bywało w nich trochę błędów, a tutaj - no kurczę, naprawdę level up, że się tak wyrażę. Muszę Ci pogratulować :)
    Fajnie, dużo się dzieje (szkoda, że u mnie wręcz przeciwnie ;_;) i naprawdę przekonująco opisujesz rozmowy i uczucia. Naprawdę bardzo miło mi się to czytało. Tylko, och, dlaczego wszyscy robią z Lucjusza takiego zimnego drania? Czy tylko ja dostrzegam gdzieś wewnątrz niego dobre, kochające rodzinę serduszko? ;C Chyba tak, z tego co widuję w różnych fanfikach ;_; Ciekawi mnie bardzo na kogo wpadła Ryann - nie potrafiłam dopasować sobie żadnej postaci z kanonu, więc może to Twoja autorska postać? : D Bardzo jestem ciekawa :)
    Szkoda, że rozdziały będą rzadziej, ale nie mam prawa narzekać - sama jestem w klasie maturalnej, a rozdziały, pomimo, że mam napisanych już 10, dodaję raz na ruski rok właśnie przez brak czasu :< Ale skoro tak, to powodzenia w nowej szkole :)
    Czekam na nowy rozdział i pozdrawiam
    Freyja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do owego tajemniczego przybysza powiem jedynie, że jest to postać z kanonu. Myślę, że nie wszyscy będą zachwyceni jej obecnością i rolą ale mam do niej dziwną słabość. Co do Lucjusza to naprawdę go kocham <3 ale potrzebowałam tego złego i on wydał się najlepszy :)

      Usuń
  4. Bardzo podobała mi się rozmowa Draco i Ryann. Widać, że są ze sobą bardzo związani. Jestem ciekawa, kim jest ten tajemniczy chłopak. Piszesz coraz lepiej, a opisy w tym rozdziale są po prostu świetne. Czekam na następny rozdział i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. wowowowowowowowowowowow.
    serio.
    zgadzam się ze wszystkimi komentarzami.
    Ten rozdział to mistrzostwo.
    Scena z Draco, później ucieczka i poszukiwanie siostry. No i opisy oczu. O my gosh to było coś. To było takie piękne *.*. Lecę dalej. Ciekawe co to za chłopak. Właściwie to mam pewne przypuszczenia i mam nadzieję, że mam rację XD

    OdpowiedzUsuń
  6. Awwwww *.* Czytam drugi raz, a i tak robi mega wrażenie i czytam z zapartym tchem. Ach i ten Draco i ten...brązowooki XD No, ciekawe co będzie dalej ^^

    OdpowiedzUsuń