Zapadł już wieczór, kiedy dwójka
czarodziejów aportowała się na brzegu jeziora. Obydwoje szli lekko, z wyuczoną,
arystokratyczną gracją i uniesionymi dumnie głowami. Jeden z nich był niewiele
wyższy, a jego czarny płaszcz płyną w powietrzu poruszany delikatnym, letnim
wiatrem. Wyraz jego twarzy był obojętny, jakby wizyta w Białym Wilku była mu nie
potrzebna, a jednocześnie nie możliwa do uniknięcia. Drugi poruszał się dość podobnie. Jego twarz
wykrzywiał grymas znudzenia. Było wyraźnie widać, że nie miał ochoty przebywać
teraz w tym miejscu. A może chodziło o osobę, z którą się tu znalazł.
- Po co tu
przyszliśmy? - spytał niższy stając w miejscu.
Jego prawie
platynowe włosy błyszczały w świetle księżyca.
Miał bladą cerę i zimne szare oczy. Ubrany był w czarne spodnie i białą
koszulę, z podwiniętymi ponad łokcie rękawami i rozpiętymi dwoma, górnymi
guzikami.
- Uspokój
się Draco. Mam do omówienia z Lysandrą pewne sprawy.
- Więc po co ja tu jestem? Mam robić za
przyzwoitkę?- obruszył się Malfoy.
Mężczyzna
zwrócił się w jego stronę mierząc go zimnym spojrzeniem, jednak chłopak nie
odwrócił wzroku.
- Nie twoja
sprawa po co tu przyszedłem i co będę robił, jasne? – powiedział mężczyzna
spoglądając w obojętne oczy towarzysza, po czym odwrócił się i dodał - Poza
tym, myślałem, że będziesz zły jeśli nie zabiorę Cię ze sobą do Ryann.
- To źle
myślałeś. - prychnął zdenerwowany Draco. - Ry jest tylko moją kuzynką, nikim
więcej.
- To niczego
nie zmienia. Rusz się, idziemy.
Chłopak
chciał coś powiedzieć, ale spojrzał
tylko na posiadłość, na wzgórzu i ruszył przed siebie. Gdy dotarli do srebrnej
bramy, Draco obejrzał się za siebie. Wydawało mu się, że dostrzegł jakiś cień
między drzewami, na skraju lasu.
-Idziesz? –
usłyszał za plecami głos.
- A mam
jakieś inne wyjście? Ciągniesz mnie za sobą jak jakiegoś pieska. – odparł
Malfoy z westchnieniem i ruszył za ciemną postacią.
Gdy na niebie zaczęło pojawiać się coraz
więcej gwiazd, Draco i ów drugi czarodziej, którego twarz skrywała się w cieniu
opuszczonego nisko kaptura dotarli do schodków, prowadzących na taras Białego
Wilka. W momencie, gdy postawili nogę na pierwszym stopniu, dwa kamienne posągi,
stojące u ich szczytu ożyły, a ukryte w nich zwierzęta zerwały się na równe
nogi, szczerząc kły na przybyszów.
Mężczyzna wyciągnął rękę zatrzymując Dracona i
ledwo zauważalnie przesunął się w
jego stronę, jakby chciał go zasłonić, gdy nastąpi atak. Wilki powoli zaczęły
zmierzać w ich stronę warcząc złowrogo. Twarz Malfoya wykrzywił grymas
przerażenia, ale nie był w stanie się ruszyć. Przecież te bestie były niewiele niższe od niego.
Ciężkie kroki rozbrzmiewały na drewnianych stopniach gdy potężne zwierzęta
zmierzały w stronę nieznajomych. Ci jednak stali nieruchomo, nie zdolni do
żadnego, choćby najmniejszego ruchu, w obawie, że bestie rzucą się na nich, gdy
tylko się poruszą.
- Nie
sądziłam, że zobaczę Cię aż tak przerażonego. – rozległ się rozbawiony głos
gdzieś od strony salonu.
Zwierzęta
jak na komendę zatrzymały się w pół kroku i wróciły na swoje miejsca. Mężczyzna
wyprostował się i wszedł szybkim krokiem po schodach. Zatrzymał się przed
stojącą w drzwiach salonu kobietą, skłonił się lekko, a następnie z gracją ujął
jej wyciągniętą dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek.
- Witaj
Lysandro, najpiękniejsza z przewspaniałego rodu Blacków. Władczyni wilków. –
rzekł szarmanckim tonem.
Stojący za
nim Draco, który właśnie obrzucił kamienne posągi pogardliwym spojrzeniem,
teraz wzniósł oczy ku niebu.
- Witaj
Lucjuszu. – odpowiedziała kobieta, a zwróciwszy się do młodego Malfoya dodała –
Miło Cię znowu widzieć, Draconie.
Chłopak
skłonił się delikatnie i z przesadną wręcz uprzejmością odrzekł :
-
Przyjemność po mojej stronie.
- Wejdźcie,
zapraszam.
Lucjusz Malfoy zsunął kaptur z głowy, ukazując
długie blond włosy, po czym pewnym krokiem przeszedł przez próg posiadłości.
Draco zawahał się przez chwilę, po której zwrócił się do Lysandry.
- Wolno mi
spytać czy Ryann jest w domu?
- Niestety,
przykro mi Draco ale moja córka wyszła rano z .. – zawahała się lecz szybko
dokończyła – przyjaciółką na spacer. Szczerze mówiąc powinny dawno wrócić lecz
jeszcze ich nie ma.
- Może pójdę
ich poszukać? – zaproponował chłopak.
- Dziękuję,
ale nie ma takiej potrzeby. Jestem pewna, że nic im nie jest.
-
Oczywiście. – odparł Dracon i ruszył w kierunku drzwi.
- Poczekaj
na zewnątrz. Musimy omówić pewne sprawy. – odezwał się Lucjusz.
- Jak sobie
życzysz, ojcze. – ostatnie słowo wypowiedziane przez chłopaka było tak pogardliwe,
że mogło by się wydać wręcz prychnięciem. Młody Malfoy odwrócił się i usiadł na
schodach pomiędzy wilkami, podczas gdy drzwi do salonu zamknęły się za
Lysandrą.
Z lasu przy jeziorze wyszła młoda czarodziejka w
towarzystwie swego wuja. Oboje byli uśmiechnięci, a jednocześnie zmęczeni. Włosy
Ryann były potargane, a po ciele spływały kropelki potu. Jedną rękę schowała w
kieszeni szortów, w drugiej natomiast trzymała sznur z przywiązanymi królikami.
Syriusz, szedł lekko utykając, z marynarką przewieszoną przez jedno ramię oraz
naręczem sznurów przewieszonym przez
drugie. Rękawy jego koszuli były podwinięte, a włosy przyklejały się do czoła.
- Bardzo Cię
boli? – spytała Ry próbując ukryć rozbawienie.
- Da się
przeżyć, ale następnym razem hamuj się dziewczyno. Mogłaś mi odgryźć nogę.
- Wiesz, że
jeszcze nie do końca panuję nad zwierzęcymi odruchami. – obruszyła się
dziewczyna.
W odpowiedzi
usłyszała jedynie westchnienie i poczuła uścisk na ramieniu. W następnej chwili
poczuła jak ziemia usuwa się spod jej nóg
i charakterystyczne szarpnięcie w okolicy pępka.
- Jak ja
nienawidzę teleportacji. – wydusiła, gdy tylko poczuła grunt pod stopami.
- Czasami
nie ma innego wyjścia. – odrzekł mężczyzna. Ryann odniosła wrażenie, że jej
stan go bawi.
„Ahh
rozumiem. Oto zemsta za pogryzienie mnie. Masz za swoje, czyż nie?” pomyślała,
a czując jak wirowanie ustaje, przyspieszyła kroku.
- Shiro? –
zagadał Łapa.
- Tak?
- Jesteś
świadoma tego, że Twoja matka nas zabije?
- Dlaczego?
- Bo
mieliśmy wrócić na obiad.
- Tak, wiem
o tym. Ale dlaczego zabije nas? Jeśli już to tylko Ciebie. – odpowiedziała
dziewczyna uśmiechając się złośliwie.
- Słucham? –
spytał Syriusz lekko zbity z tropu.
- Przecież
to ty miałeś jakiś problem. Że niby chodzić nie możesz, krwawisz, noga Cię boli.
Jakieś takie dyrdymały. – odpowiedziała Ry z niewinnym uśmiechem.
- Ty mała…
- Kochana
bratanico, jesteś najwspanialszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek spotkałem.
Tak wiem.
Słysząc to
Syriusz pokręcił tylko głową, rozbawiony i objął dziewczynę ramieniem.
- Brak mi
słów. – powiedział i ruszył dalej.
W milczeniu
przeszli przez bramę i sad. Gdy zaczęli zbliżać się do posiadłości, Ryann
gwałtownie się zatrzymała i pociągnęła mężczyznę w stronę znajdujących się nieopodal krzaków. Wręcz brutalnie go w nie wepchnęła i przykucnęła obok.
Zdezorientowany Syriusz syknął z bólu, gdy zraniona noga dotknęła ziemi i
natychmiast spojrzał pytająco na bratanice.
- Co się
sta… - próbował wydusić, ale dziewczyna zakryła mu usta ręką wskazując palcem
na posiadłość. Syriusz spojrzał w tamtą stronę i natychmiast zrozumiał o co
chodzi.
Na
tarasowych schodach siedziała jakaś ciemna postać, którą można by pominąć na
tle nocnej czerni gdyby nie platynowe włosy lśniące w świetle księżyca i
światło z salonu, na którego tle rysowała się delikatnie sylwetka chłopaka.
- Draco
Malfoy. – wyszeptał Syriusz.
- Tak. A
jeśli on czeka tutaj, to znaczy, że jego ojciec jest w środku. Oni nie mogą Cię
zobaczyć.
- Jestem
tego świadom mała.
Ryann
westchnęła i przewróciła oczami.
- Zostań tu.
Pójdę sprawdzić o co chodzi. – powiedziała, a zanim mężczyzna zdążył
zaprotestować, wstała z ziemi i ruszyła w stronę domu. Łapa przyglądał się jej,
ukryty w zaroślach.
- Draco? –
powiedziała Ry podchodząc do chłopaka.
- Ryann – zdziwił
się ślizgon i zerwał na równe nogi.
- Co ty
tutaj robisz… o tej porze?
- Uwierz,
gdyby to zależało ode mnie, nie byłoby mnie tu. – powiedział chłopak ze
znudzeniem w głosie, po czym zwrócił się w stronę salonu. Ryann podążyła za
jego wzrokiem.
Odwrócony
tyłem do nich stał Lucjusz Malfoy, który trzymał w ręku kopertą i zwinięty
pergamin. Lysandra stała w pewnej odległości od niego. Jej twarz miała obojętny
wyraz do momentu, kiedy Malfoy rzucił trzymane w ręku papiery na stolik, pomiędzy
nimi. Nagle kobieta się zmartwiła, wręcz przestraszyła i spojrzała na leżącą
przed nią kopertę. Podniosła wzrok i spojrzawszy w oczy Malfoya wypowiedziała
krótkie słowo, kręcąc przecząco głową. W tym momencie Lucjusz uderzył laską o
podłogę i zaczął gwałtownie gestykulować. Na twarzy Lysandry pojawiło się przerażenie,
gdy mężczyzna postąpił krok na przód, zbliżając się do niej. Ryann ruszyła w tamtą stronę lecz Draco
złapał ją za ramię.
- Zostaw.
- powiedział patrząc jej w oczy, po czym
odwrócił głowę w kierunku salonu. Dziewczyna zrobiła to samo. Lucjusz krok po kroku zbliżał się do kobiety.
Teraz jego ręce były opuszczone wzdłuż ciała i zaciśnięte, jedna w pięść, a
druga na lasce, którą trzymał u boku. W momencie kiedy od Lysandry dzieliły go
jakieś dwa metry, w pomieszczeniu rozbłysło żółte światło. W następnej chwili Malfoy wyleciał w
stronę okna i uderzywszy w nie, wylądował na tarasowych deskach. Dookoła
posypały się kawałki szkła z rozbitej szyby. Na twarz mężczyzny wypłynęły
czerwone strużki krwi, a on sam wyglądał jakby nie wiedział co się stało.
Draco, Ryann i Lysandra jednocześnie odwrócili głowy i spojrzeli w głąb pokoju.
W kącie, za kobietą, z uniesioną wysoko różdżką i twarzą wykrzywioną
wściekłością stał Arcturus Yaxley, nadal celując w Malfoya.
- Powiem to
raz i nie będę powtarzał. Wynoś się stąd! – wrzasnął zbliżając się do tarasu.
Oszołomiony
Lucjusz, wsparty o Dracona, spojrzał najpierw na wycelowaną w niego różdżkę,
potem na jej właściciela.
- To jeszcze
nie koniec, Yaxley. Pożałujesz tego. – wyrzucił jadowitym tonem, a następnie
zwrócił się do Lysandry – Zastanów się nad tym co powiedziałem. I miej oczy
otwarte, bo nim się obejrzysz, może być za późno na wyjaśnienia.
Młody
Malfoy, czując, że palce ojca zaciskają się na jego ramieniu, zwrócił się w
stronę Ryann i przepraszającym tonem dodał:
- Do zobaczenia. – po czym obydwoje zniknęli z
cichym pyknięciem.
Ry stała przez chwilę, nie do końca
rozumiejąc co się właśnie stało. Przenosiła wzrok z matki na ojczyma i z
powrotem. Wydawało jej się, że świat na
chwilę stracił barwy. Wydarzenia ostatnich chwil stanęły jej przed oczami w
zwolnionym tempie, a ona nic z nich nie rozumiała. Jej spojrzenie odruchowo
powędrowało do stolika, na którym leżał zwinięty pergamin. Koperty już nie
było. Powoli, jakby w transie dziewczyna przeszła przez rozbite okno i rzuciła
matce ukradkowe spojrzenie. Ta natomiast była oszołomiona. Wciąż spoglądała w
miejsce, z którego przed chwilę zniknął Lucjusz Malfoy, jakby miała obawy, że
ten zaraz wróci. A może to była nadzieja? Koło kobiety stał Arcturus. Jego
różdżka schowana była za paskiem. Objął Lysandre ramieniem, a ona schowała
twarz w jego rękawie. Ryann nie wiedziała co o tym myśleć. Nigdy nie widziała
matki w takim stanie i nie potrafiła sobie wyobrazić, co powiedział jej Malfoy,
że do tego doprowadził. W tym momencie szczerze go nienawidziła. Podniosła
zwitek pergaminu i rozłożyła go w ręku. Jej oczom ukazała się ruchoma, czarno-biała
fotografia. Przerażona spojrzała matce w oczy.
- Syriusz
Black…
-
…Poszukiwany… - dopowiedziała Lysandra
- …Nawet
wśród śmierciożerców. – dokończył stojący przy oknie Łapa.
Jego oczy
pałały gniewem.
- Przeklęty
Malfoy! Jestem pewny, że to jego sprawka! – wrzasnął mężczyzna wchodząc do
salonu.
- Utykasz. –
zauważyła matka Ryann.
- To nic
takiego. Twoja córka ma ostre zęby jeśli chce. – odpowiedział lekceważąco
machając ręką i pozwalając sobie na blady uśmiech. Podszedł i zabrał pergamin z
rąk Shiro, po czym wrzucił go do kominka i różdżką rozpalił ogień.
- Nie raz
byłem poszukiwany i nie dwa. Jestem wystarczająco inteligentny by uciec przed dementorami. Wielki pan Malfoy nie robi na mnie większego
wrażenia.
- Nie martwi
Cie to? Byłeś poszukiwany przez ministerstwo, ale śmierciożercy, mugole. Nie
będziesz mógł się nigdzie ruszyć. – zaoponowała Ryann zmartwionym głosem.
- Mała, póki
co nie znaleźli jeszcze sposobu, którym
mogliby utrzymać mnie w jednym miejscu. – zwrócił się Łapa do bratanicy. –
Koniec tematu. To nie czas na smutki.
Jutro jest wielki dzień. – powiedział podchodząc do Lysandry i kładąc
rękę na jej ramieniu w pocieszającym geście. Wszyscy spojrzeli na niego
pytająco.
- Wielki
dzień? O czym Ty mówisz? – spytała zdezorientowana piętnastolatka.
- Jak to o
czym? Przecież jutro są mistrzostwa
quidditcha głuptasie. – odezwała się Estera.
Teraz
spojrzenie wszystkich spoczęło na niej.
- Esti, skąd
Ty się tu wzięłaś? – spytała zdezorientowana Ryann przenosząc wzrok to na
rodziców, to znów na siostrę.
- Ważniejsze
pytanie to, oszalałeś Syriuszu? – spytał zaskoczony Arcturus. – Po tym co tu
się właśnie stało. Po tym ogłoszeniu, które grzecznie zdecydowałeś się umieścić
w płomieniach, chcesz pokazać się na publicznej imprezie? Jak Ty sobie to
wyobrażasz?
- Tego
jeszcze nie wiem, ale nie mam zamiaru przepuścić takiego wydarzenia przez jakiś
kawałek pergaminu. – odpowiedział beztrosko Syriusz.
- Dziewczynki,
idźcie na górę i spakujcie najpotrzebniejsze rzeczy. – zakomenderowała
Lysandra.
- Ty się na
to zgodzisz? – zdziwił się jej mąż.
- A mam inne
wyjście? Jeśli odwiedziesz go od tego pomysłu, to proszę bardzo. Wiesz, że
byłby zdolny pójść tam nawet sam gdybym się nie zgodziła, a ja wole mieć na
niego oko. Kto wie co mu strzeli do tego inteligentnego łba – nacisk jaki położyła
na przedostatnie słowo, wywołał niewinny uśmiech na twarzy Syriusza.
Arcturus
pokręcił tylko zrezygnowany głową i
ruszył w stronę schodów, trzymając za rękę skaczącą radośnie Esterę. Ryann szła
za nimi.
- Ry? –
zagadnął Łapa na co dziewczyna odwróciła się w jego stronę. – Pamiętaj, że
musimy wcześnie wstać. – zaśmiał się, na co w odpowiedzi, dziewczyna obdarzyła
go złośliwym uśmiechem.
- Nie sądzę
żeby to był dobry pomysł Syriuszu. –
odezwała się Lysandra, gdy zostali sami.
Mężczyzna
podszedł do niej i objął ja w pasie.
- Cóż moja
droga. Chociaż raz w życiu trzeba zrobić coś niewłaściwego i Ty wiesz o tym
najlepiej.
____________________________________________________________
Na początku chciałabym przeprosić, za to, że tyle musieliście na niego czekać, ale oto jest drugi rozdział. Troszkę krótszy od pierwszego, no ale jakoś tak wyszło. Dziękuję wszystkim, którzy skomentowali poprzedni post. Podnieśliście mnie na duchu :*
Ten rozdział ma już trochę większe znaczenie dla historii, ale tego się później dowiecie. Mam nadzieję, że się spodoba. Czytajcie i komentujcie. :*
~Ryann Black