Uwaga!

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział I - Przeszłość zna wiele odpowiedzi


- Ryann! Ryann! Ryann wstawaj! 
    Takie dźwięki towarzyszyły porankowi w jednym z urokliwych domków stojących na obrzeżach Londynu. Z dala od hałasu, smogu i normalnego, ludzkiego życia. Domku nadzwyczajnemu, którego piętrowość wyraźnie  odznaczała się na tle małych, parterowych budyneczków dookoła. Choć może „domek” to niezbyt trafna nazwa dla dwupiętrowego budynku z poddaszem, otoczonego małym  ogródkiem z kolorowymi kwiatami, soczystym żywopłotem, dorodnymi brzozami oraz kwiecistymi krzewami, stojącymi po obu stronach kamienistej ścieżki, prowadzącej od srebrzystej, eleganckiej bramy, zwieńczonej dwoma wężami do marmurowych schodków, u których szczytu siedziały dwa zastygłe w posągach wilki, biały i czarny. Znajdujący się na piętrze balkon, wsparty na masywnych kolumnach tworzył małą werandę, tuż przed samymi drzwiami, wykonanymi z wysokiej jakości, ciemnego drewna. Ściany pokryte delikatnym beżem odbijały słońce, nadające im iście śnieżną barwę, idealnie kontrastującą z czarnymi dachówkami na spadzistym dachu. Wzdłuż całego ogrodzenia biegł rząd równo przystrzyżonego, niskiego żywopłotu. Z tyłu domu znajdował się rozległy taras, z którego zejście prowadziło wprost do dużego sadu oraz znajdującego się w pobliżu jeziora. Stąd natomiast wystarczyło przepłynąć  by znaleźć się na obrzeżach potężnego lasu kończącego się u podnóża gór. Krajobraz tego miejsca zachwycał nie tylko oczy ale i duszę. Wielu  z tych, którzy mieli okazję postawić nogę w tej posiadłości ( a było ich niewielu), nie chciało stąd odchodzić. Ci, którzy nie mieli takiej okazji, często zatrzymywali się na ulicy lub po prostu siadali na brzegu jeziora, by chociaż przez chwilę nacieszyć oczy tym wspaniałym cudem architektury. Nic więc dziwnego, że dworek, bo tak powinno nazywać się poprawnie to wspaniałe dzieło, przyciągał w swoje okolice tak wielu ciekawskich, nie tyle za dnia, co nocą, gdy księżyc w pełni rozbijał swa łunę na jego bladych ścianach, zasypując cała okolicę srebrzystym blaskiem, przywodzącym na myśl delikatny pył, unoszący się z najpiękniejszych gwiazd. I gdyby ktoś doszukiwał się w nim magii, byłby zawiedziony.  Nocą Biały Wilk po prostu błyszczał.
    Właśnie w tej posiadłości, należącej do jednej ze szlachetnych, czarodziejskich rodzin od samego rana rozbrzmiewały krzyk, śmiech i stukot dziecięcych stóp.
- Ryann! Mówiłam żebyś wstała! Muszę Ci coś pokazać! No szybko, patrz! – krzyczała mała, czarnowłosa dziewczynka skacząc na łóżku swojej piętnastoletniej siostry. 
Nastolatka natomiast naciągnęła kołdrę na głowę i odwróciwszy się  do niej plecami nie dawała za wygraną.
- Spadaj Esti. Ja śpię. Czy Ty nie wiesz która jest godzina?
- Hehe zabawne, że o tym mówisz, bo miałam zamiar spytać o to samo. Jest jedenasta Ry. – zachichotała Esti  i usiadła  na poduszce koło siostry. Jej zazwyczaj blade policzki teraz przybrały barwę delikatnego różu, a czarne włosy były zwichrzone i potargane.
- No właśnie, więc przyjdź rano. – odburknęła nastolatka
- Ale Ryann…
- Powiedziałam spadaj! Ja  śpię! – wrzasnęła starsza kończąc rozmowę.
   W oczach małej pojawiły się łzy, ale szybko się otrząsnęła, uniosła dumnie głowę i powiedziała:
- Jak chcesz. Twoja sprawa. – po czym zeskoczyła z łóżka i wybiegła z pokoju.
   „ Jeszcze tylko trochę i uwolnię się od tej małej małpy” pomyślała Ryann mając nadzieję na chociaż chwilę snu.
-No, no widzę, że panienka Black nie wie, iż jej rodzina słynie z aktywnego spędzania czasu. Chyba nie tylko ja jestem wyrzutkiem  tego rodu, prawda panienko? – rozległ się męski głos dochodzący od drzwi.
- Kimkolwiek jesteś, wynoś się z mojego pokoju albo posmakujesz na sobie klątwy Cruciatus!
- Hahahaha jaka waleczna się zrobiłaś, mała. Powiem Ci dwie rzeczy. Po pierwsze, Ty nie możesz jeszcze czarować poza szkoła, a po drugie, klątwa Cruciatus już mnie nie rusza.
- Pfff, nie mogę czarować? Wszystkie przepisy da się obejść i chyba nie wiesz na co mnie stać. Wynocha! – krzyknęła Ryann
- Przestań strzelać fochy, moja mała Shiro, no chyba, że nie interesuje Cię, czego chcę Cię dzisiaj nauczyć. – dziewczyna usłyszała rozbawiony głos, który teraz wydawał się dziwnie znajomy.
    Niechętnie zsunęła kołdrę z głowy i wsparta na łokciach spojrzała w stronę drzwi, by za chwilę z westchnieniem bezsilności opaść z powrotem na poduszkę.
    Mężczyzna stał wsparty jedną ręką o framugę, drugą natomiast opierając na boku, a jego twarz rozpromieniał uśmiech zwycięstwa. Na ramiona opadały mu kręcone czarne włosy, którym brakowało młodzieńczego blasku, a szare oczy  błyszczały radośnie. Na jego bladej twarzy widać było liczne, jasne blizny – pamiątki po latach spędzonych w Azkabanie. Ubrany był w czarną koszulę, czarne spodnie oraz szkarłatną marynarkę.
- Czy Ty wiesz, że godziny odwiedzin w moim pokoju zaczynają się od czternastej i trwają do piętnastej lub piętnastej trzydzieści jeśli mam dobry humor, wujku? – burknęła Ryann znów zakopując się w kołdrę.
- Wspaniała opowieść. Już dawno się tak nie wzruszyłem. Pośpiesz się. Czekam na dolę. - rzekł mężczyzna i jednym machnięciem różdżki ściągnął kołdrę z nastolatki, po czy wyszedł z pokoju zamykając drzwi.
    „ Za jakie grzechy człowiek musi wstawać w wakacje o tej godzinie?” pomyślała Ryann i przeturlała się na plecy. Wpatrując się w biały sufit słyszała tylko głos młodszej siostry dochodzący zapewne z salonu :
- Wujek Syriusz! Wujku patrz! Patrz co dostałam! To list z Hogwartu! Mam nadzieję, że będę należała do Slytherinu, tak jak mama i tata. Byłabym w domu razem z Ryann!
   „ Początek końca” pomyślała Ry. „ Moje życie towarzyskie, prywatne i rozrywkowe skończy się pierwszego września. Maskara”. Z taką myślą ześlizgnęła się z łóżka i leniwie przeszła przez pokój, wprost do wielkiej garderoby. Usiadła na fotelu pod ścianą i zaczęła przyglądać się półką uginającym się pod ciężarem ubrań. Po pięciu minutach zdecydowała się na czarną bokserkę i ciemno zielone szorty oraz srebrną bransoletkę z symbolem węża.  Prezent od jej kuzyna, Dracona, który dał jej na piętnaste urodziny. Jednocześnie symbol przynależności do Slyherinu, domu wielkiego Salazara Slytherina, domu węża. Była dumna z tej przynależności i zawsze patrzyła z góry na inne domy, zwłaszcza Gryffindor i sławnego Harrego Pottera oraz całą jego rudą i szlamowatą bandę. Wszyscy oni emanowali głupotą i tym niezmierzonym dobrem i odwagą w walce z Czarnym Panem. Wiedziała, że jej rodzice byli kiedyś śmierciożercami, tak jak Lucjusz Malfoy, ojciec Dracona, ona sama jednak nigdy tego nie popierała. Należała do rodziny Blacków, ale nie miała zamiaru zostać jednym z podopiecznych Voldemorta, gdy ten powróci. Oczywiście, nie trawiła szlam, zdrajców krwi oraz wszystkich tych patałachów bez wartości, tak została wychowana, ale nie mogła ścierpieć mordowania niewinnych mugoli i tworzenia lepszego, magicznego świata opartego na terrorze i  morderstwach za nieposłuszeństwo. Nie unika jednak wątpliwości, że sama do świętych nie należała. Często używała klątwy Cruciatus, gdy coś nie szło po jej myśli lub zaklęcia Imperio dla osiągnięcia własnych celów, ale nigdy nie była by w stanie nikogo zabić. Nie pozwalała jej na to przeszłość, która często powracała w nocnych koszmarach. Ciała leżące w stanie agonalnym, duszące się własną, nieczystą krwią, a nad nimi ciotka śmiejąca się w niebogłosy z rękami ubroczonymi krwią swoich krewnych. Nigdy nie rozmawiała z rodzicami na temat poglądów w tej sprawie. Wiedziała jednak, że dzień wyboru kiedyś nastąpi, że Czarny Pan kiedyś powróci i będzie musiała opowiedzieć się po jednej ze stron. Wtedy, nie będzie wiedziała co zrobić. Jedyne co dawało jej ta iskierkę nadziei, że wszystko będzie dobrze to Syriusz Black. Jej wujek, któremu ufała chyba bardziej niż rodzicom, a to dlatego, że łączyła ich wspólna tajemnica. Tylko ona wiedziała, że Syriusz gardzi Voldemortem i gdy  będzie trzeba przyczyni się do jego upadku. On natomiast znał jej obawy związane z tym czasem i wspierał ją w jej decyzjach. Można powiedzieć, że znał ją lepiej niż ona sama, choć nie była pewna czy był tego świadomy.
    Nagle z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi.
- Proszę – krzyknęła Ryann z wnętrza garderoby.
   W szparze ukazał się skrzat ubrany w elegancki, dziecięcy garniturek. Był to Astlej, którego dostała od rodziców. Usługiwał jej choć wcale nie musiał. Gdy Ry była jeszcze małą dziewczynką polubiła to stworzenie i podarowała mu ubranko jednocześnie dając wybór : albo zostanie z nią z własnej woli albo odejdzie. Astlej był wtedy do niej już mocno przywiązany i obiecał, że nigdy jej nie opuści. Od tamtej pory minęło wiele czasu, a Ryann bardzo się zmieniła, w charakterze i sposobie traktowania magicznych stworzeń, zwłaszcza skrzatów, ale jej przyjaźń z Astlejem się nie rozpadła.
- Panienko, pańska matka, czcigodna panna Black oraz jej szlachetny mąż przysyłają mnie bym poinformował panienkę, że razem z panem Syriuszem oczekują na pani przybycie w salonie i mają szczerą nadzieję, że zjawi się u nich panienka jak najszybciej.
- Dziękuję za informację Astleju. Proszę przekaż im, że zaraz zejdę.
- Jak sobie życzysz panienko. – powiedział skrzat i skłoniwszy się nisko, wyszedł z pokoju.
    „Jakby sami nie mogli się pofatygować. Rozumiem, arystokracja, ale to jest już przesada.” Pomyślała Ryann i zaczęła się przebierać.
    Gdy się ubrała, weszła do łazienki i przemyła twarz zimną wodą, po czym spojrzała w lustro. Dziewczyna, którą ujrzała miała bladą cerę, błękitne oczy i długie czarne włosy. Wiele osób mówiło jej, że jest ładna, ale ona nigdy się taka nie czuła. Wyglądała przeciętnie i  to jej wystarczyło. Po wyjściu z łazienki usiadła przy toaletce, związała włosy w wysoki kucyk, zrobiła kreski nad oczami, założyła czarne trampki i wyszła z pokoju.
    Znalazła się na krótkim korytarzu prowadzącym do balustrady, z której roztaczał się widok na hol oraz kawałek kuchni po jednej i jadalni po drugiej jego stronie. Półkoliste schody po prawej i lewej  spływały delikatnie ku posadzce z beżowego marmuru. Pomiędzy stopniami, zaraz pod balkonikiem znajdowało się wejście do obszernego, jasnego salonu, a stamtąd wyjście na taras.  Ryann wyjrzała za drewnianą barierkę, a nie dostrzegając nikogo w holu, usiadła na poręczy i zjechała nią na sam dół. Zanim weszła do salonu zajrzała jeszcze do kuchni, zabrała tost z talerza pozostawionego na blacie i bocznym wejściem weszła do pokoju.
- Nie zdecydujesz za nią Syriuszu. – usłyszała.
    To matka stała odwrócona plecami do jej wujka uporczywie szukając czegoś za oknem. Łapa siedział na kanapie z łokciami wspartymi o kolana i podbródkiem opartym o splecione dłonie. Przyglądał się jej z lekkim wyrzutem. Ojczym siedział na kanapie po drugiej stronie stolika i spoglądał gdzieś w bok. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Ryann schowana za ścianą, przysłuchiwała się tej dyskusji. Nie miała wątpliwości, że rozmawiają o niej. Raz po raz delikatnie wychylała głowę z kryjówki by zobaczyć co się dzieje.
- Lysandro, jesteś dla mnie jak siostra. Gdybym wiedział, że Regulus się zmienił, gdybym miał okazję go spotkać po tym jak się zbuntował. Gdybym mógł go uchronić przed tym co się stało. Uwierz mi, zrobiłbym to. Ale co jeśli ON zapragnie Twojej córki? Co jeśli będzie ją miał spotkać ten sam los co jej ojca? Chcę ją przed tym uchronić.
- Powiedziałam nie! Jeśli tak się stanie to będzie decyzja Ryann, a nie Twoja. Ona wie co robi i czym skutkują jej działania. Za to ja bardzo chciałabym wiedzieć do czego Ty dążysz, Syriuszu. Niby jest Ci to wszystko obojętne, nazywasz siebie wyrzutkiem i mówisz, że nie interesuję Cię czy służymy Czarnemu Panu czy nie, ale jednocześnie chcesz mnie od niego odsunąć?
- Nie Ciebie, tylko Ryann. Ta dziewczyna ma temperament, a to podoba się Temu Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Co jeśli…
- Dosyć! – Lysandra odwróciła się gwałtownie od okna - Jeśli Ryann będzie chciała do niego dołączyć to tak zrobi. Ona będzie miała wybór… Ja go nie miałam.
- Kłamiesz. Wiem jak było naprawdę Lysandro, ale pomyśl, co będzie jeśli się mylisz?
- Wtedy będę się nad tym zastanawiała. Czarny Pan nie żyje i póki co niech tak zostanie.
    Syriusz wyglądał jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale gdy tylko napotkał  spojrzenie kobiety spuścił wzrok i pokręcił głową z niedowierzeniem. Zapadła cisza, a atmosfera była tak gęsta, że można było ją kroić nożem. Ojczym Ryann nie odezwał się przez cała rozmowę, nieustannie wpatrując się w jeden punkt. Ry odczekała chwilę po czym radośnie wkroczyła do salonu.
- Dzień dobry wszystkim. Przepraszam, że tyle musieliście na mnie czekać. – rzekła raz po raz przegryzając tost, którego nadal trzymała w ręku.
- Jeśli o mnie chodzi to nie ma sprawy. Przyzwyczaiłem się już do Twojego  „śpieszenia się”.  – powiedział Syriusz uśmiechając się do dziewczyny. – Idziemy?
- Jasne. – powiedziała Ryann i zwróciła się do matki – Nie masz nic przeciwko, prawda?
    Lysandra  przez chwilę przyglądała się Ry, jakby nie do końca rozumiejąc co do niej mówi.
    „ Jest nieobecna” pomyślała nastolatka.
- Oczywiście, że nie mam. Mój szwagier jest jednym z tych niewielu ludzi, na których mogę polegać jeśli chodzi o opiekę nad Tobą – wyrzuciła kobieta chyba bardziej próbując przekonać siebie niż córkę. – Tylko wródźcie na obiad.
- I, Syriuszu – odezwał się znienacka ojczym dziewczyny – Uważaj na nią.
    Łapa skłonił się posłusznie i otworzył drzwi na taras w czasie gdy Ryann stała oparta o jedno z dużych okien z miną mówiącą:  „ Jasne, załóżcie mi pieluchę i dajcie smoczka. Łee Łee”.  Rozbawiony Syriusz puścił do niej oczko i oboje wyszli z salonu.
    Słońce grzało niemiłosiernie, gdy dwójka czarodziejów szła przez sad pełen jabłoni,  gruszy i śliw. Ryann raz po raz spoglądała na wuja zastanawiając się jak bardzo musi być mu gorąco w tej marynarce. Już miała  się odezwać kiedy Syriusz powiedział :
- Nie ładnie tak podsłuchiwać kiedy inni rozmawiają, wiesz?
    Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie.
- Nie ładnie mówić o kimś, gdy nie uczestniczy on w rozmowie.
    Tym razem to mężczyzna przywdział delikatny uśmiech. Szli w milczeniu, aż do momentu, w którym mijali srebrną bramę na tyłach posiadłości. Widząc dwa dostojne węże zdobiące jej szczeble Syriusz skrzywił się nieznacznie.
- Niezbyt przepadasz za Slytherinem, prawda wujku?
- Wiążą się z nim złe wspomnienia.
- To znaczy jakie? – brnęła Ryann
- Ja i Twój ojciec, Regulus, od dziecka za sobą nie przepadaliśmy. Ja zawsze byłem tym złym, a on ulubieńcem naszej matki. Sytuacja pogorszyła się kiedy dostałem się do Gryffindoru. Później Regulus został śmierciożercą, ja uciekłem z domu. Różne rzeczy się działy zanim trafiłem do Azkabanu. Ale zanim się tam dostałem, Regulus się zmienił. Zbuntował się przeciwko Sama Wiesz Komu i poniósł śmierć. Ty miałaś wtedy rok. Ja do samego końca nie wybaczyłem mojemu bratu tego kim i jaki był. Pamiętałem jedynie, że pochodził ze Slytherinu i robił złe rzeczy. A później nagle dowiedziałem się, co się stało. Dowiedziałem się od Twojej matki jak Regulus się zmienił, jak zginął ponieważ wykazał się odwagą i stanął przeciwko Czarnemu Panu. Do tej pory nie potrafię sobie wybaczyć, że byłem wtedy daleko, że nie mogłem być przy nim i wspierać go jak brat.
- Przecież nie miałeś z nim kontaktu. Odtrącił Cie od siebie.
- Dla mnie to nie ma znaczenia. Zawiodłem mojego brata. I chociaż nigdy się nie dogadywaliśmy, to powinienem przy nim być.
- O czym rozmawiałeś dzisiaj z moją matką? – spytała nagle dziewczyna chcąc zmienić temat.
    Zapadła cisza. Łapa wyglądał jakby zaskoczyło go to pytanie, ale Ryann wiedziała, że czekał na nie od kiedy tylko opuścili teren posiadłości.
- Ona uważa, że Czarny Pan nie wróci, że zginął na dobre.
- Ty myślisz inaczej, prawda?
- Nie, ja nie myślę. Ja to wiem. On wróci i to już niedługo. Ale twoja matka sądzi, że mamy czas, że jesteś bezpieczna. Myli się. Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać jest blisko. Jego czas nadchodzi i wcześniej czy później upomni się o tych którzy mu służyli, a Ci którzy nie przybędą na wezwanie, zginą.
- On się o nas upomni, mam rację?
- Nie. Upomni  się o Twoją matkę. O Twoim istnieniu nic nie wie. Lysandra uważa, że Ty nie popełnisz tego błędu co ona i nie wstąpisz do śmierciożerców z własnej woli. I chociaż teraz tego żałuje, musi trwać przy Czarnym Panu by was chronić, Ciebie i Estere. Uważa, że nie nadejdzie dzień, w którym ON was zapragnie, a wy będziecie się mogły od niego izolować jak długo się da. Nie pozwala mi Cię bronić. Sądzi, że Voldemort nie zrobi Ci krzywdy ze względu na nią i Twojego  ojczyma, którzy mu służą.  Ma nadzieję, że wy nie będziecie musiały podejmować decyzji, a nawet jeśli, to nie będzie ona miała tak tragicznych skutków jak w przypadku waszego ojca. Chociaż on to zupełnie inna historia.
    Syriusz pokręcił głową z dezaprobatą, ale Ryann nie zwracała na to uwagi. Zatrzymała się i wpatrywała przed siebie z oczami rozszerzonymi z niedowierzenia. Wtedy Łapa spojrzał na nią z milczącym pytaniem w spojrzeniu.
- Moja matka… ona… przystąpiła do śmierciożerców z własnej woli?
- Nie mówiła Ci tego? – zapytał mężczyzna uważnie przyglądając się twarzy bratanicy.
- Nie, mówiła, że musiała, że nie miała wyboru, że żałuje każdej minuty spędzonej wśród nich i, że gdyby mogła cofnąć czas… - Ryann pokręciła głową bardziej z niedowierzenia niż zaprzeczenia. – Dlaczego mnie okłamała?
- Może najzwyczajniej się bała. Kiedyś czasy były inne. Ludzi bardziej ciągnęło do czarnej magii niż teraz. Twoja matka uległa temu wpływowi. Może to i lepiej bo właśnie wśród śmierciożerców poznała Regulusa. Gdy ten się zbuntował, znalazła szansę i poszła w jego ślady. Nie miała jednak odwagi na tak jawny bunt. Nie powinienem Ci tego mówić ale Twoja matka obwinia się o jego śmierć. Nic nie musisz mówić. Wiem, że nie ma racji i próbowałem ją o tym przekonać, ale ona twierdzi, że to wszystko mogło potoczyć się inaczej. Widocznie stwierdziła, że jeśli wychowasz się w przekonaniu, że została zmuszona do służby Czarnemu Panu to nabierzesz obrzydzenia i nie popełnisz tego błędu co ona. Ja bym tak zrobił. – powiedział Syriusz i złapał Ryann za ramiona. – Ona Cię kocha i nie ważne co byś o niej myślała, zawsze tak będzie. Rozumiesz?
    Dziewczyna kiwnęła powoli głową.
- W porządku. Idziemy? – spytał Łapa bez cienia smutku.
- Jasne. – odwzajemniła uśmiech Ry.
    Dalej szli spokojnie, rozmawiając o pogodzie, zwierzętach i różnych ludziach, od czasu do czasu napomykając coś o świecie magii. Gdy dotarli do brzegu jeziora Syriusz wyciągnął ku Ryann rękę. Dziewczyna spojrzała na nią niezbyt wiedząc co zrobić lecz gdy napotkała wyczekujące spojrzenie mężczyzny, po prostu chwyciła jego dłoń. Poczuła dziwne szarpnięcie w okolicy pępka oraz ziemię uciekającą spod jej nóg. Zdawało się, że zaraz puści rękę wuja, jednak zanim to nastąpiło, znowu poczuła grunt pod  stopami. Wydawało jej się, że zaraz zwymiotuje. W głowie kręciło jej się nie miłosiernie, a kolana miała jak z waty. Syriusz wyciągnął w jej stronę ramię, a ona wsparła się na nim,  w duchu dziękując, że podtrzymywał ją drugą ręką.
- Co to było? – wydusiła próbując opanować wirowanie w głowie.
- Teleportacja. Nie chciało mi się szukać łódki więc to był najszybszy sposób. Z czasem się przyzwyczaisz. – widząc, że dziewczyna przestała się chwiać nachylił się i ściszył głos. – Ciesz się, że jeszcze to pamiętam. W przeciwnym razie moglibyśmy znaleźć się na dnie tego jeziora, a ja niezbyt umiem pływać.
    Ryann pokusiła się o delikatny uśmiech czując jak wirowanie w jej głowie ustaje. Ręką dała Syriuszowi znać, że wszystko z nią w porządku na co ten zareagował natychmiast, odsuwając się na odległość pół metra.  Napotkawszy oskarżycielskie spojrzenie dziewczyny uśmiechnął się niewinnie i wymamrotał:
- Wiesz, wolę nie ryzykować. Różni czarodzieje, różnie znoszą teleportację, a ja lubię te buty.
    Ryann spojrzała na niego ze złośliwym uśmiechem, po czym wyprostowała się, rozkładając ręce w zwycięskim geście. Mężczyzna spojrzał na nią rozbawiony.
-  Ehh te dziewczyny. – powiedział i ruszył przed siebie, zagłębiając się w las. Ry szła krok za nim uważnie przyglądając się każdemu jednemu drzewu, krzewu i promykowi światła przebijającemu przez liście.
- Wujku. Skoro teleportacja jest taka łatwa, to czemu nie przenieśliśmy się od razu spod posiadłości? – spytała z cieniem złośliwości w głosie.
    W odpowiedzi usłyszała jedynie cichy chichot. Nie widziała twarzy Łapy, ale mogła wyobrażać sobie jaki przybrała wyraz.
- Ponieważ chciałem by panienka zasmakowała trochę ruchu przed dzisiejszym wyzwaniem, panienko Black. – nacisk jaki położył na dwa ostatnie słowa nie tyle ją zdenerwowały co zirytowały. „Panienka Black, idealna córka, idealnego rodu” pomyślała przewracając oczami. Była jeszcze jedna rzecz, która trapiła ją od dawna.
- Czemu nazywam się Black? Znaczy, wiem, że tak nazywał się mój ojciec, ale matka też  nosi to nazwisko, a przecież jej mąż nazywa się Yaxley. Gdyby miała się go wstydzić to rozumiem, ale przecież to nazwisko jednego z arystokratycznych rodów, więc dlaczego?
- Przez pamięć – powiedział Syriusz nawet na nią nie patrząc – Lysandra bardzo kochała Regulusa dlatego, gdy zginął, a ona po raz drugi wyszła za mąż nie zmieniła nazwiska. Arcturusowi, twojemu ojczymowi, to nie przeszkadzało, ponieważ Black to bardzo szanowane nazwisko, dlatego zgodził się na to, by ona i dzieci je nosiły.
    Dziewczyna doskonale rozumiała o co mu chodzi, dlatego nie zadawała więcej pytań, tylko w milczeniu podążała za wujem. Ten natomiast prowadził ją w głąb lasu by zatrzymać się przy niewielkiej, rozświetlonej łączce, otoczonej drzewami. Uśmiechnięty odwrócił się i przyglądał twarzy dziewczyny, ciekawy jej reakcji. Ryann podeszła do krawędzi łąki i wbiła wzrok w krajobraz przed sobą. Wśród wysokiej, soczyście zielonej trawy przebijały kolorowe płatki polnych kwiatów, a delikatne źdźbła poruszały się w takt wiatru.
- Co tam jest? – spytała Ry zauważając ruch pośród trawy i zdezorientowana cofnęła się krok do tyłu.
- Spokojnie. – rzekł Syriusz i złapał ja za ramiona. – To tylko fretki, króliki, łasice. – wyjaśnił, a widząc pytające spojrzenie dziewczyny, dodał. – Dzisiaj nauczysz się polować Shiro.
    Po tych słowach rzucił się do przodu i w locie przemienił w wielkiego czarnego psa. Gdy wylądował na ziemi odwrócił łeb w stronę drzew i radośnie szczeknął. Ryann przyglądała się tej przemianie cała rozpromieniona, po czym pędem ruszyła w stronę wuja, w biegu pochylając się nieznacznie do przodu i zmieniając kształt. Po chwili koło psa stał potężny, biały wilk, dumnie unoszący łeb ku niebu i wydobywający z siebie zwycięskie wycie. 
__________________________________________________________________________
No to, jest pierwszy rozdział. Przyznam, że ciężko się go pisało, ponieważ nie do końca wiedziałam jak zacząć, ale jestem zadowolona z efektu. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Pozdrawiam
~ Ryann Black

12 komentarzy:

  1. Przeczytałam. Błędów nie znalazłam, co jest dużym plusem. Historia zaczyna się ciekawie, na pewno będę zaglądać. Ryann wydaje mi się ciekawą postacią - nie przesadnie bohaterską i skłonną do poświęceń, ale jednocześnie nie skrajnie egoistyczną, jak to zwykle przedstawia się Ślizgonów.
    Bardzo lubię też Regulusa i cieszę się, że jest tu ważniejszą postacią, chociaż wspominaną. Zapałałam też sympatią do Lysandry.
    Nie bardzo mogę powiedzieć coś więcej, bo historia dopiero się zaczyna, ale na pewno będę zaglądać i komentować kolejne rozdziały :)
    Pozwolę sobie dodać Cię do obserwowanych.
    Chciałabym też zaprosić Cię do siebie. Moja historia umiejscowiona jest w czasach Huncwotów, a dotyczy dwojga moich autorskich bohaterów, których losy splatają się z losami bohaterów znanych nam z książki. Póki co opublikowałam tylko pierwszy rozdział, ale byłoby mi bardzo miło gdybyś zechciała zajrzeć i wypowiedzieć się na jego temat.
    http://sigyn-ostergaard.blogspot.com
    Pozdrawiam,
    Freyja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że historia Cię zaciekawiła i mam nadzieję, że następne rozdziały Cię nie zawiodą. Jednocześnie dziękuję za dodanie mnie do obserwowanych i zaproszenie. Na pewno wpadnę :)

      Usuń
  2. Nie zauważyłam spamownika więc pisze tutaj, jeśli gdzieś się znajduje, to przepraszam! mój błąd!:)
    Twoje zgłoszenie zostało dodane.
    Pozdrawiam Louise :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż ja błędy znalazłam i naprawdę sorki ,że ci wypominam ale spoko sama je robię.Znajdz poprostu dobrą betę i będzie gitez majonez:D
    Ryann wydała mi się naprawdę świetną dziewczyną,jednocześnie odrobinkę wyniosłą arystokratką ale różniącą się od reszty ślizgonów.Nie jest kolejną głupiutką,słodką panienką więc chyba głównie dlatego tak bardzo mi się spodobała.No i oczywiście kocham cię za jej animagiczną postać.Wilk<3
    To twoja pierwsza notka więc historia dopiero się zaczyna dlatego trudno napisać coś więcej ale widać ,że masz pomysł i się starasz oraz posiadasz naturalny talent do pisania bo ładnie zestawiasz ze sobą słowa.
    Na koniec chciałabym cię zaprosić na mojego bloga o Syriuszu Blacku i Lunellyn Riddle: http://finamorestory.blogspot.com/
    Jeśli chcesz wejść to będzie mi bardzo miło ale jeśli nie to spoko nie obrażę się i i tak będę do ciebie wpadać.
    Weny i do kolejnej notki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie. Co do błędów to niestety jestem ich świadoma i pracuję nad tym. Cieszę się, że spodobała Ci się postać Ryann, gdyż w jej wykreowanie włożyłam cała siebie. Mam nadzieję, że dalsza część historii Cię nie rozczaruje.
      Co do pomysłów to faktycznie mi ich nie brakuje, gożej z czasem.
      Chętnie wpadnę na Twojego bloga.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Rozdział bardzo mnie zaciekawił, a szczególnie końcówka. Podoba mi się, że pojawia się w tym opowiadaniu Syriusz. Ryann ma ciekawą osobowość.
    Czekam na następny rozdział i pozdrawiam.
    P. S. Serdecznie zapraszam na http://corka-lorda-voldemorta.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Syriusz jest jedną z moich ukubionych postaci, więc nie mogło go tu zabraknąć. Jak już wspomniałam wyżej, w postać Ryann przelałam siebie, że tak powiem, więc bardzo cieazy mnie fakt, że Cię zaciekawiła.
      Na bloga również chętnie wpadne.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. O jeny jeny jeny Ryann potrafi się zmieniać w wilka <3. Ale fajnie XD. Świetny opis posiadłości, bardzo dokładny i wyrazisty. Tylko nie rozumiem jednego jeśli ta cała rezydencja znajduje się w Londynie to co tam robią góry O.o. Jakaś iluzja czy coś?
    Ryann bardzo ciekawa postać ogólnie. Ma cięty język, nie jest przesadnie miła ani przesadnie wredna. Wydaje się normalna jak na Ślizgonkę. Uwielbiam jej reakcję, gdy jej siostra dostaje list z Hogwartu - koniec życia towarzyskiego XD.
    Podobają mi się jej relacje z Syriuszem, no ale jak tu nie lubić takiego człowieka jak Syriusz ^^. Lecę dalej...<3

    OdpowiedzUsuń
  6. Chcę tam zamieszkać *.* Cholera, chcę móc tam chociaż sprzątać xD Taka chacjenda :D
    Lubię naszą małą wredotę. Pod względem ciętego języczka przypomina mnie samą. Co prawda ja nie mam młodszej siostry, ale podejrzewam, że zareagowałabym tak samo.
    SYRIUSZ! <3 Ach, nawet nie wiesz jak się wyszczerzyłam czytając to imię po raz pierwszy ^^
    Jak już wspominałam w prologu, nie jestem fanką romansideł, a FF jeszcze mniej. Nie wykluczam jednak tego, że jeszcze się tu pojawię ;)

    wywiadzmartwa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahahhahaha XD Kolejny przeczytany! Żeby nie było, ze znowu poczytam trochę i dalej nul, koniec, zero XD
    I tak jak poprzednio - świetnie :*
    Ahhhh, no i Regulus <3

    OdpowiedzUsuń